Bo to film jest, co niektórzy "khytykanci" próbują podważyć, argumentując takimi niedorzecznościami jak mała ilość zabitych podczas ucieczki przed diplodokami (która notabene była epicka jak niektóre sceny z LOTRa). I w tym filmie jest WSZYSTKO co powinno w dziele kinematograficznym się znajdować. Już nie wspominam o efektach specjalnych, bo conajmniej zapierają dech w piersiach, humorze (pokaz tańca przed Kongiem) oraz oczywiście dramaturgii okupionej wylanymi łzami na koniec. Jackson to wielki talent, a traktując "King Konga" jako film a nie dokument z podróży na egzotyczną wyspę, zapewnia widzom po prostu zajebistą rozrywkę z nutą przemyśleń na koniec. Ja tak odebrałem ten film i jestem zachwycony.