PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=110751}
6,5 149 tys. ocen
6,5 10 1 148582
6,2 38 krytyków
King Kong
powrót do forum filmu King Kong

Z obawą podchodziłem do tego filmu: "Taka oklepana historia o wielkiej małpie, co to się zakochała i spadła z Empire State Bulding - tym razem na pewno w gęstej zawiesinie efektów specjalnych..." Tymczasem film wydał mi się wzorowo zrobionym widowiskiem, nad którego smaczkami i szczegółami można rozwodzić się bardzo długo.
Nie wiem, czy kiedykolwiek zastosowano w kinie podstawowy chwyt Jacksona: umieszczenie akcji w dokładnie tej samej czasoprzestrzeni, co oryginału sprzed wielu lat. W każdym razie tutaj zostało to wykorzystane pomysłowo i malowniczo. Film bardzo zyskuje, jeśli w świerzej pamięci ma się wersję "King Konga" z 1933. Można wtedy śledzić roszady jakich dokonał Jackson w poszczególnych elementach scenariusza, wychwytywać "oka", puszczane do widza, lepiej odczytać całą umowność historii oraz jej specyficzny humor. Ważną zmianą tej wersji wydała mi się postać Carla Denhama, który swoim zaślepieniem wzbudzał wręcz wrogie odruchy. Ten opętany reżyser na pewno wynikł z doświadczeń samego Jacksona, który w sumie od niedawna znalazł się w centrum amerykańskiego przemysłu rozrywkowego.
Ten szyderczy i ponury temat równoważony jest humanistycznym wontkiem "pięknej i bestii". Kong - ostatni z rodu, skazany na wymarcie jest w stanie nawiązać więź z małą, kruchą kobietą. Od momentu, gdy to następuje, film robi się autentycznie i głęboko smutny. Wiemy przecież jak zakończy się cała historia... Wiemy już dlaczego Kong wspiął się na Empire - chciał jeszcze raz przeżyć moment, w którym czuł się szczęśliwy.
W ogóle wielka małpa prezentowała nadzwyczaj wiele cech ludzkich. Jej "człowieczeństwo" było nawet trochę zbyt łopatologicznie podkreślane długimi, głębokimi spojrzeniami, wymienianymi między nim, a Ann. Bo film nie jest wolny od mankamentów. Poszczególne fazy wzrostu i spadku napięcia wydawały mi się minimalnie zbyt długie. Strasznie też zirytowała mnie postać Jacka Driscolla. Twarzowiec taki jak Brody naprawdę nie nadaje się na drewnianego, dzielnego amatna. W zasadzie jedyna dobra z nim scena, była obrazem literata w klatce (strasznie się obśmiałem).

Najkrócej: film nie wolny od wad, ale zrobiony naprawdę dobrze. Z pewnością głębszy, niż się to wydaje tym, którzy dopatrzyli się w nim wyłącznie widowiskowej rozrywki. Kto się wybirze - nie pożałuje.