Blaxploitation. Dobre. Tytułowa bohaterka to żeński odpowiednik Jamesa Bonda. Różnica jest taka, że... jest czarna (dla tych, którzy jeszcze nie załapali) i mniej podróżuje (praktycznie nie wyściubia nosa poza L.A., gwoli ścisłości), co akurat podyktowane było raczej nie zamierzeniami twórców, lecz ograniczeniami budżetowymi. Nie miejcie jednak lęku w sercach swych - to naprawdę przyjemne kino akcji, które zapewni półtorej godziny relaksu Waszym osobom. Film jest, rzecz jasna, nieco kiczowaty, ratuje go jednak dystans, z jakim historia została podana. Kwestie rasizmu i "braku perspektyw", lansowane niezmordowanie przez Czarnych braci na szczęście nie grają tu aż tak znaczącej roli, jak w innych pozycjach nurtu, więc nawet KKK powinno bawić się nieźle. Ma nieskromna osoba w każdym razie nie ma specjalnych powodów do narzekań (może poza dość licznymi wpadkami montażowymi, ja?).