Chikako to tytułowa „Kobieta z Tokio”. Jest jeszcze młoda, ale życie jej nie oszczędziło. To na jej barkach spoczywa obowiązek utrzymania studiującego brata. Pieniądze, które zarabia jako maszynistka biurowa nie pozwalają jednak na godziwą egzystencję. Chikako musi dorabiać po godzinach. W tajemnicy przed bratem pracuje jako prostytutka. Nie robi tego dla siebie, lecz dla brata. Dba o jego wykształcenie i chce by w przyszłości żyło mu się lepiej. Dzięki jej poświęceniu, brat może pozwolić sobie choćby na wypad do kina z dziewczyną,
na którym oglądają notabene film Ernsta Lubitscha – „Gdybym miał milion”. Wszystko wydaje się układać dobrze, do czasu, gdy tajemnica Chikako wychodzi na jaw…
Bez obrazy dla Yasujiro Ozu, ale trzeba przyznać, że historia przedstawiona w filmie śmiało
mogłaby posłużyć jako scenariusz do jednego z odcinków „Trudnych spraw”. :)
Nie ma co ukrywać, fabuła nie zawiera w sobie piętrowej intrygi, a jedynie prostą historię, którą z powodzeniem można było streścić w jeszcze krótszym czasie niż 45 minut. Zaskakujące może być jedynie zakończenie, nietypowe dla Ozu. Choć bardziej dlatego, iż nie spodziewałem się po nim takiej puenty, niż że jest dobre samo w sobie. Niezawodni okazali się jednak aktorzy. Obsada mimo że grając bez głosu, była wyraźnie przygotowana by wystąpić w dźwiękowej formie. Dlatego warto nadrobić, choć to słabszy film tego twórcy.