Widać, jak na dłoni, dlaczego tak trudno zrobić choćby w miarę dobry film w oparciu o kanon greckiej tragedii. Tym razem, pomimo wielu wysiłków, autorowi udało się to w niewielkim stopniu. W zasadzie nie wiadomo, co miało być pierwotnym zamysłem - thriller, kryminał, film psychologiczny, a może psychodrama? Pobrzmiewają dalekie echa Agaty Christi, Umberto Eco, przypomina się "Dziesięciu gniewnych ludzi", nawet "Dziewczyna z tatuażem", ale nie przydaje to "Kodowi Dedala" powodu do dumy. Przeciwnie, widać jego wszystkie niedociągnięcia, czyli niespójności fabuły, jej wydumanie, papierowe postacie, w zasadzie dość proste i przewidywalne rozwiązanie akcji, no i chwilami po prostu nudę wiejącą z ekranu.
Może jestem najzwyczajniej rozczarowany i stąd słowa goryczy, bo po zapowiedziach spodziewałem się czegoś więcej? Bardzo możliwe, że tak, bo wielokrotnie imaginacja podpowiada więcej, niż jest się w stanie zobaczyć, ale jak tego dokonać, gdy aż tyle ekranizacji zna się wcześniej z książkowych łamów? Oczywiście nie w tym przypadku.
Oj, to rzeczywiście dalekie echa... Tak dalekie, że niedosłyszalne. "Dziesięciu gniewnych ludzi"? W takim razie dorzucam "Francuskiego łącznika" :)
Niedosłyszalne? Pewnie przyłożyłeś ucho nie w to miejsce:) A skoro "Francuski łącznik", to ja dorzucę jeszcze "Pigs in Space".
Skoro mamy "Dziesięciu gniewnych ludzi" to ja proponuję jeszcze:
- słynny film Snydera o bitwie pod Termopilami pod tytułem "280"
- kultowy thriller Finchera o grzechach głównych pod tytułem "Osiem"
- chyba najsłynniejszy film katastroficzny Emmericha pod tytułem "2011"
- no i oczywiście "Pięć lat w Tybecie" z Bradem Pittem
:-)
Tu nie chodzi o cyfry, lecz o ideę. Wspomniałem o Agacie Christie i miałem na myśli "Dziesięciu małych Murzynków" (to nie rasizm, tylko oryginalny tytuł!), bo wydawało mi się to oczywiste. Ograniczenie czasu, przestrzeni i odnalezienie sprawcy spośród ograniczonej ilości podejrzanych. Po prostu.