W mdły sposób pokazuje mdły romans, który powstał ni z gruszki ni z pietruszki. Dlatego oferuje zero wzuszenia. Nikomu nie polecam.
No tak...Bo romans musi byc pokazany w standardowy "holywodzki" sposob. Ona go kocha, on ja kocha. Ona piekna, wychuchana, wypieszczona paniusia, on wyrzezbiony na silowni przystojniak o psim spojrzeniu. Pozniej sie kloca. Ona przez caly film placze, on stara sie ja odzyskac. A na koniec w ckliwy sposob sa razem, szczesliwi i na zawsze... i tak bla bla bla bla...
W koncu film pokazal romans miedzy zwyklymi ludzmi, nie wyrozniajacymi sie z tlumu, ktory jakby wydarzyl sie w rzeczywistosci to podobnie nie zakonczyl by sie szczesliwie.
No i na koncu muzyka, ktora jest genialna! Nie ma tutaj pioseneczek z mdlawymi tekstami "kocham, kocham, kwiatki pachna, ptaszki spiewaja.."
Nie chce krytykowac Twojego gustu, to jest tylko moja opinia, moja odpowiedz na Twoja wypowiedz.
"W mdły sposób pokazuje mdły romans, który powstał ni z gruszki ni z pietruszki"
Właściwie, nie wiem nawet co napisać na taką mądrość. No tak najlepiej jakby ten rozmans rozwijał się prze sześć tysięcy odcinków, ale mnuejsza z tym.
Dużo bardziej rozwalił mnie tekst, że nie dał wzruszenia. Jestem facetem, i jak to już u nas bywa, nie wzruszają mnie wzruszające historie, ale w tym filmie ów oglądanie oego związku na którego drodze stają tak wielki przeciwności, jak cały system funkcjonującego w przyszłości państwa, rozwala mnie do granic. Na pewno nie jest to piękna historia, ale właśnie jak mało kiedy w filmie bardzo dramatyczna. Kobieto nie widzisz, jak w tą miłość ingerują wszechmocne siły, z którymi nikt nie ma szans? Jeden z najlepszych dramatów SF.
Zdecydowanie nie łatwy film, dla wytrawnego widza nie szukającego fajerwerków.
Film przedziwny o tyle że walczyłem z sennością ogarniającą mnie podczas nocnej pory wyświetlania w TVP, i dopiero po kilku dniach odczułem jakie zrobił na mnie wrażenie. Od muzyki wprost trudno się oderwać już w trakcie końcowych napisów. Za pierwszym razem niezbyt zrozumiały ale porażający klimatem, aurą, zdjęciami i właśnie kapitalną muzyką. Mnie kojarzy się z 'bladerunner' i 'chinese box' ? a także książką roberta silverberga 'umierając żyjemy'. Morton nie jest pięknością i tak ma być. Jej krzyk na końcu poraża.