'Kolacja dla palantów' to zabawna komedia, której główną wadą jest to, że nie wnosi nic nowego, odkrywczego. Natomiast największym atutem stworzenie z telefonu stacjonarnego pełnoprawnego bohatera filmu. To telefon sprawiał, że Pignon żegnał się i wracał z siedem razy, to on [telefon] wprowadzał do filmu bohaterów i dyktował zwroty akcji. Trzeba pochwalić Jacquesa Villereta za wykreowanie świetnej postaci, po sześćsetkroć [za ciekawostkami ;>]. Jednakże inne postaci nie zachwycają.
Nie podobała mi się scenografia. Gdyby akcja filmu zostałaby zamknięta wyłącznie w mieszkaniu to przypominałoby to spektakl teatralny [jak w 'Śmierci komiwojażera'] i wtedy to otoczenie miałoby sens.
Jedyny akcent muzyczny w filmie to intro, dość słabo.
To jest komedia, w ktorej wszystko wszystko opiera sie na grze slow. Trzeba dobrze znac francuski i ich specyficzny humor, zeby zrozumiec wszystkie niuanse i zarciki w tym filmie. Te starsze komedie maja to do siebie. Dla porownania, dla obcokrajowcow dobre, polskie komedie rowniez sa srednie do strawienia, bo nie lapia zartu.
pierwsze z brzegu np imiona nazwiska bohaterów: Juste Leblanc, Marlene Sasœur - gra słów Juste - Pignon rozumie to jako TYLKO (justement, just z angielskiego), Sasœur - SA sœur w dosłownym tłumaczeniu jej/jego siostra, Pignon też nie łapie ocb, +akcent belgijski jak dzwoni do Leblanc-a