Myślałem wcześniej, że Sacha Baron Cohen jest trochę ponad sprawy czysto-polityczne (jako jawnie bezstronny) ale przynajmniej doskonale da się odczuć jak bardzo osobiście podchodzi do swojego scenariusza i zawartych w nim problematyk. Podobnie jak wcześniej, film jest obrzydliwy, niezręczny, wulgarny, bezwstydny i arogancki - w skrajnych tych słów znaczeniach. Nowa postać, Tutar (Bakalova), to w mojej opinii godna następczyni, ale chcę najpierw zobaczyć jeszcze PRZYNAJMNIEJ jeden sequel w duecie z Cohenem. W ogóle oba filmy o Boracie to dla mnie pewien rodzaj pozaoficjalnej, dosyć wyszukanej (trzeba przyznać) i ekstrawaganckiej sztuki, która zadowala - nazwijmy to - "jednych" i "drugich".