Tytuł filmu adekwatny. Bez żadnej ironii - nie chcę sugerować, że film to koszmarna produkcja. Przeciwnie.
Spójrzcie, ten stwór sam w sobie oczywiście nie jest zbyt sympatyczny, ale żeby znowu przerażający? Nie za bardzo.
Natomiast oglądając film coraz bardziej do mnie docierało to wrażenie, a na końcówce już dokładnie potrafiłem to określić: otóż jeśli miewacie koszmary, to bardzo często przerażające są w nich nie tyle same zjawy i straszydła, co uporczywa powtarzalność pewnych motywów, choć występująca co chwilę w innym kontekście.
W koszmarze niepokojąca jest absurdalność. Niby coś się dzieje, ale nie wiesz, do czego to wszystko zmierza, coraz mniej masz pojęcie, o co chodzi w akcji tego, o czym śnisz. Oglądając ten film miałem bardzo podobne wrażenie.
Chociaż jeśli to metafora oswajania "ciemnej strony mocy", to po chwili zastanowienia ma to sens.
Nastolatka dojrzewa, czyli powoli przestaje być dzieckiem. W pewien sposób rodzi się na nowo. Symbolizuje to ten embrion. Sama nastolatka przechodzi przez różne etapy, w których zmienia podejście do tego rozwijającego się w niej aspektu (czyli tego stwora, metaforycznie). Podobnie i otoczenie, również rodzice. W pewnym momencie usiłują oni "zabić" tego "stwora", dostrzegają jak jest straszny, jakby to już faktycznie nie była ich córka; być może to symbol etapu, na którym nastolatka jest nieznośnie zbuntowana i odwala nieznane jak dotąd akcje. Rodzice nie mogą tego wytrzymać, więc chcą to "zabić", choć jest to integralna część dziewczyny i kiedy po głowie dostaje "stwór", to dostaje też ona. Na początku dziewczyna bała się tego, co się z nią dzieje, rodzice uspokajali, później role się odwracają.
Zupełnie inaczej to oceniam. Tina umiera w wypadku po imprezie a stwòr pomaga jej zrozumieć że śmierć to tylko etap. Brak wsparcia rodziny i przyjaciół potęgują oddalanie się od znajomego otoczenia. Wiersz Blecka o śmierci i narodzinach wskazuje kierunek w wędrówki Tiny. Zakończenie to majstersztyk. Ojciec zabija stwora i Tinę, nic ją nie trzyma, odchodzą razem ...