Gdyby spojrzeć na to, jak na typowy (?) SF, to wypadło by to strasznie blado, w tym przypadku jednak jest to tylko sztafaż. Ten film to dramat, głos w sprawie/dyskusji, że supermoce (władza) to narzędzie, które łatwo może wymknąć nam się z rąk, a potem zapanować nad nami, a wtedy będą służyły zabawia/błazenadzie albo odreagowaniu własnych frustracji i traum. Brzmi znajomo?
A DeHaan oczywiście świetny.