Jakie to tanie, wtórne i bez wyrazu… Ocenę podwyższam jedynie za całkiem klimatyczne, rumuńskie lokacje. No i też fakt przeniesienia na ekran całkiem ciekawej historii, która autentycznie zadziała się w Rumunii lata temu.
Niestety, film to definicja zbijania kasy na, jak się okazuje, wciąż chodliwej tematyce opętania w horrorze. Mijają lata, powstało już naprawdę sporo filmów, które wniosły powiew świeżości nawet do tych nieszczęsnych egzorcyzmów i pokazały, że można to zrobić inaczej. Tymczasem „Krucyfiks” śmieje się z widza, myśląc, że ten obejrzy swój pierwszy horror z tej działki w życiu… odhaczone są tu prawie wszystkie elementy tego typu filmów. Historia wije się jak po sznurku w oczywistym kierunku. Do diabła… wystarczy obejrzeć pierwsze kilka minut filmu żeby zorientować się, o czym nasza bohaterka się dowie na jego koniec i jak to się wszystko zakończy.
I tak najgorsze jest to jak się próbuje tego nieszczęsnego widza straszyć… Konieczne są jump scare’y wciskane co chwila do każdej sekwencji scen, która ma w zamyśle przerazić. To właśnie one są kulminacjami praktycznie wszystkich takich sekwencji. Nie ma tu mowy o solidnym budowaniu atmosfery grozy. Mało tego, za każdym razem gdy tylko zbliża się jakaś „demoniczna moc” i autorzy próbują nam powiedzieć, że w danej scenie mamy do czynienia z jakąś szatańską siłą, to nie pokazując nam jej wprost, okraszają to wszystko jakąś kiczowatą kakofonią dźwięków w tle, najczęściej szeptów, które mają zwiastować zło. Za każdym razem powodowało to niemały uśmiech na mojej twarzy. Miałem wrażenie, że próbuje się zrobić ze mnie debila. Jeśli twórcy są tak mało kreatywni w tym, jak widza przestraszyć czy choćby zaskoczyć, to po co po raz wtóry zabierać się za tego typu film? Dodajmy do tego jeszcze okropnie drętwe role aktorskie i mamy film, o którym zapomina się migiem po seansie. Ach.. no i zakończenie. Niesamowity cringe :)