Film jest tak absurdalny, że aż boli - rumuńska prowincja wygląda jak ze sny Reymonta, co nie przeszkadza nawet prostemu wieśniakowi, co pewnie nie umie się podpisać płynnie mówić po angielsku. Postaci pojawiają się nagle i bez genezy głównie po to, żeby porozmawiać z bohaterką i odpowiedzieć (oczywiście ochoczo, bez cienia wątpliwości i płynną angielszczyzną) na jej liczne pytania. Scena finałowa jest kwintesencją sztampy i pozbawiona choćby cienia sensu. Słowem - jeśli ktoś musi, to nie ogląda, ale ten film nie jest nawet straszny...