Pomysł wyjściowy był bardzo fajny, podobny do odcinka Masters of Horror. Poszukiwanie legendarnego, zaginionego horroru – pomysł cudowny. Tylko, że taki pomysł aż się prosi o jakąś ciekawą historię. Tutaj takowej zabrakło. Scenariusz to wypisz-wymaluj slasherowe kalki z bardzo skąpym, prostym i nie trzymającym się kupy background story. Wielka szkoda. Chętnie obejrzał bym o podobnej tematyce choćby jakiś dokument, choćby o poszukiwaniach „Las Noches del Hombre Lobo”… No dobra. Ale mamy slasher, więc nie wszystko stracone. Scenariusz cienki, ale wykonanie nawet ok. Technicznie bez zarzutów, bo budżet był. Maska mordercy jest zajebi.sta. Gore nie zbrakło, ale niestety często są to wątpliwej jakości efekty CGI. Jedna scena był nawet jako tako oryginalna (chyba). Obsada jest marna: główny bohater mnie irytował, ale szczytem była Sophie Monk – koszmar, a na dodatek jej rola pod koniec daje jej spore pole do popisów przed kamerą. To bolało. Klimatu i suspensu za dużo nie było. No ale cóż, nie był to zły slasher. Seans zleciał szybciutko i przyjemnie (pomijając kilka scen z Sophie), więc narzekał nie będę. Na kaca jest to dobry wybór.
Zgadzam się.Obejrzałem wczoraj ten film i nie było tak źle,krótki czas trwania to pozytyw.Nawet niezłe gore. Jednak jednej rzeczy mi tu brakowało. W horrorze powinno widz powinien być po stronie ofiar- życzyć im uratowania się.A ja tu tego nie czułem, było mi obojętne co się z nimi stanie.
Mam te same odczucia co Ty co do bohaterów - kompletnie się nimi nie przejmowałem, zarówno ofiarami, jak i oprawcami... Chociaż, jak sobie przypomnę seanse Koszmaru z Elm Street w zamierzchłych czasach, to powiem Ci, że kibicowałem Fredkowi, by zaszlachtował wszystko i wszystkich:)) Mało na tym, byłem wkurzony na Arnolda, że pokonał Predatora i żal mi było, że wszyscy uwzięli się na takie miłe zwierzątko o imieniu Alien :)
Mam podobne odczucia. Pomysł oryginalny i bardzo dobry; poruszenie kwestii legendarnego, owianego tak złą sławą filmu dawało na początku spory potencjał, który nie został wykorzystany. Od momentu nocnej sceny w lesie akcja wkracza na oklepany schemat, a jedyną pozostałą oryginalnością jest motyw z reżyserem. Aktorstwo jest mało przekonujące, ale to raczej reguła w takich horrorach, więc niespecjalnie mi to przeszkadzało. Sophie Monk, którą tak krytykujesz, rzeczywiście zagrała słabo, moim zdaniem nadrabiała jednak wyglądem i choć nie jest to najlepszy argument, to lepiej mi się przez to oglądało ten film i nie zwracałem tak bardzo uwagi na słaby występ tej pani. Sceny gore nie zachwycają zarówno pod względem jakości oraz ilości, ale jak na taki horror klasy B to filmik jest nawet brutalny. Też zwróciłem uwagę na jedną, moim zdaniem genialną scenę, nie wiem czy myślimy o tej samej - mały <spoiler> kiedy pokazywane są zdarzenia z przeszłości i dziewczyna jest zawieszona między drzewami a następnie rozrywana - rewelacyjny montaż: zbliżenia na przerażone oczy ofiary, na jej rany, na ryło Babyface'a i na księżyc, a dookoła ciemny las i atmosfera grozy; szkoda że nie udało się utrzymać sporej części filmu w takim klimacie.