Reżyser Dave Parker powinien zginąć śmiercią tragiczną za zrujnowanie tak obiecującego tematu wyjściowego. Tak się bowiem składa, że temat wyjściowy tego filmu to czysta wirtuozeria. Legenda najbrutalniejszego w dziejach kina horroru, którego wszelkie kopie zaginęły, którego nikt nie zdołał ujrzeć, którego obsada i ekipa realizacyjna zniknęła bez śladu, oraz po którym pozostał jedynie obrazoburczy trailer - czy taka zapowiedź nie przysparza Wam dreszczy emocji? Mi przysporzyła. Niestety, już czytając streszczenie filmu przyuważyłem, że jest to produkcja direct-to-DVD. A to podstawowy błąd. Gdyby film nie nakręcił director typu "no-name", a w jego produkcję zaangażowano by realizatorów z doświadczeniem w kreowaniu dobrych horrorów oraz zdolną hollywoodzką świeżynkę pokroju Eriki Leerhsen i Matta Dallasa zamiast cycatej blondyny-królowej drugiego planu podrzędnych produkcji i arcyniezdolnego Tada "American Pie: Band Camp" Hilgenbrincka (czy jak mu tam) - wtedy film miałby szansę być przynajmniej dobry. Niestety, Parker swoją reżyserią zapewnił nam mocno przeciętny horror nakręcony jakby od niechcenia. To po pierwsze; po drugie scenariusz mocno kuleje, w związku z czym i historię wypadałoby zmienić... Wszystko to jest wyjątkowo naiwne i niedorzeczne, by w ogóle spojrzeć na to z punktu widzenia istoty myślącej. Tak, projekcja tego filmu odmóżdża; w pewnym momencie rzeczywiście uwierzyłem, że w to, że w szacowne tereny niedoszłego planu zdjęciowego, gdzie przed laty rozegrała się prawdopodobnie jatka wszech czasów, nie raczyła zawitać okoliczna policja... Niestety, to tylko marzenia ściętej głowy, film bowiem powstał i to z kiepskim skutkiem. Naciągane 6/10 (ocena fanatyka slasherów - wnioski wyciągnij sam).