Film na pewno miał bardzo (BARDZO) niski budżet, z którego 3/4 poszło na opłacenie dziesięciominutowego może udziału Mistrza Jackie Chana. Można się więc spodziewać, że momenty, gdzie się pojawia, najbardziej wyróżniają się na plus. Otwierająca całość scena walki jest zupełnie absurdalna, ale naprawdę ma coś w sobie; zakończenie - choć bardzo szablonowe - również było niezłe. Poza tym mamy naiwną i schematyczną fabułę i kamerę prowadzoną jak w tanim pornolu. Mimo to, patrząc z przymrużeniem oka, nawet mi się podobało. Taka humorystyczna zaślepka dla filmów kung-fu w starym stylu, których już się raczej nie robi. Oceny nie wystawię, bo naprawdę nie potrafię określić, na jaką notę zasługuje.