Już dawno się tak nie wynudziłem :). Las, las i jeszcze raz las. Gzybki - tu mogło byc ciekawie, później ta historia, która opowiada Jake (niezły klimat stworzyła i byłoby na tyle.) O konsumpcji sie nie wypowiem... Choć najzabawniejszym momentem była scena z gadającą krową - prawie zrywałem boki :p ale później, las las i jeszcze raz las i ta cisza przerywana wołaniem... Troy... Tara... Bluto... Holly... (w pewnym momencie pomyślałem "Holly Shit"...) Naprawdę te sceny w szukaniem i wołaniem kumpli były "makabryczne" i "przerażające" i na dodatek ziewałem co chwilę...
Pomijam fakt że twórcy tego filmu poza motywem przewodnim - mowa tu o "grzybkach" nic więcej na ich temat nie wiedzieli, a przedstawiony "trip" tych kolesi niczym się nie różnił od wypicia zbyt dużej ilości alkoholu. Szkoda że taki potencjał został tak beznadziejnie spłycony a zakończenie filmu.......... Szkoda słów.