Smutna konkluzja jest taka, że do wielu dobrych filmów możemy nie dotrzeć, bowiem są to nierzadko produkcje mało znane i słabo wypromowane. Tak jest też z "La Corrupción de Chris Miller", na który trafiłem przypadkiem, gnany chęcią zobaczenia czegoś spod ręki J.A. Bardema. Jest to całkiem zgrabnie nakręcony dreszczowiec, umiejętnie trzymający w napięciu i przyprawiony nutką psychologiczną. Ruth Miller, żyjąca samotnie ze swoją pasierbicą w okazałej wilii, znajduje pewnego dnia w swoim garażu śpiącego, młodego włóczęgę. Pomimo tego, że pobytem intruza zachwycona nie jest, w końcu przekonuje się do niego i pozwala mu zostać... Na chwilę. Gość jednak przedłuża swój pobyt i... Nie, nie przemienia się to w szablonowy kryminał o psychopacie, choć umiejętna gra Bardema z widzem może sugerować w trakcie seansu takie rozwiązanie. Bo oprócz klimatu największym zaskoczeniem pozytywnym jest tu pogrywanie z widzem, nawet jeśli czasem - w sposób zamierzony czy też nie, nie ma to znaczenia - film popada w kicz.