Chociaż lubię musicale to przed tym filmem się długo wzbraniałam i
zapewne gdyby nie to że puścili go dziś w TV, to bym go nie obejrzała. I
dobrze że tak się stało bo zmieniłam zdanie.
Całkiem przyjemnie się go ogląda, może to nie żaden wybitny film, czy
kultowy musical, ale taki miły filmik na odstresowanie - zdecydowanie
tak. Kolorowy, z wpadającymi w ucho piosenkami, momentami nawet
śmieszny.
I żeby dopełnić tej sielanki, to nawet Zac Efron mnie nie drażnił
(KONIEC ŚWIATA, KONIEC...), nie doprowadzał mnie do mimowolnych odruchów
wymiotnych, a to już coś. Powiedzmy że był neutralny. I to samo tyczy
się Amandy Bynes, która jak jej kolega, zwykła być dla mnie niestrawna.
Co do Travolty w damskich ciuszkach - nie lubię tego typu filmów - z
facetem/kobietą z warstwą sylikonu na twarzy, co wygląda tragicznie i
nikt w życiu spotykając taką osobę na ulicy nie uznałby że "on to ona"
(tudzież ona to on). Tu jednak charakteryzacja udana, a Travolta, jako
aktor -nie zawiódł.
No cóż..podsumowując. 7/10 (Nie wierzę, naprawdę nie wierzę....)