Zaskoczyło mnie, że Has odważył się na coś, czego prawdopodobnie wielu fanów książki nie mogło mu wybaczyć ? pominął wątek procesu o lalkę, od którego to powstał tytuł książki. Selekcja materiału okazała się jednak dobra, a wątek procesu ? zupełnie niepotrzebny, nie odczułam jego braku zupełnie. Jeśli idzie o selekcję, to reżyser zjednał mnie sobie jedną z pierwszych scen, którą umieścił w filmie, na pozór nieznaczącą dla całej fabuły, jednak ważną dla pokazania trudności, z jakimi miał do czynienie Wokulski w czasach swej młodości. Mianowicie chodzi mi o scenę, w której z piwnicy (miejsca nauki Stasia) wyłaniają się czerwone ręce, a później cały Wokulski, czemu towarzyszą szydercze śmiechy klientów. Scenę, która tak bardzo wzruszyła mnie, gdy czytałam powieść i utkwiła mi w pamięci. Zostało poświęcone jej zaledwie kilka linijek, dlatego zaskoczyło mnie, że reżyser myślał podobnie i uznając ją za ważną, umieścił ją w swej adaptacji. Widać piętno tej sceny odbiło się także na nim.