Film przekoloryzowany, przesadzony... Niestety, "dusiłam" się na nim. Jest w nim zbyt
dużo wszystkiego... Może taki był zamysł, lecz każda sekunda filmu była dla mnie
męczarnią. Nie dostrzegam w nim nic, co mogło by przykuć moją uwagę (poza grą
aktorską). Film zdecydowanie dla "fanatyków" tego rodzaju kina.
Ile razy ogladalas ten film? ja chyba juz z 10 i za kazdym razem smieje sie z czegos innego :D
To po prostu nie mój klimat. Rozumiem, że film może się podobać, ale chyba zgodzisz się ze mną że jest dość specyficzny... :)
Bardzo specyficzny, na poczatku to nie wiedzialem o co chodzi w tym filmie, cos sie dzieje ale nie wiadomo co oni rabia i dlaczego
Proponuję się solidnie skupić, oglądnąć film więcej niż raz czy dwa, musi zatrybić. : D
No nie, ale jak na wierną adaptacje książki to nic nie przesadził ani nie przekoloryzował, po prostu tak to miało wyglądać zwłaszcza że autor książki był cały czas podczas nagrywania filmu.
Niestety (lub stety) książki nie czytałam i bynajmniej zamiaru nie mam. Wypada mi tylko gratulować reżyserowi za wczucie się w klimat.
Polecam książkę, jest o wiele zabawniejsza niż film. Chocaż może cie nie bawić taki rodzaj humoru, ja sie dobrze bawiłem i uśmiałem się prawie za każdym przerzuceniem strony, książka jest godna i łatwo i szybko się ją czyta.
Ciężko będzie mi się na to skusić po obejrzeniu filmu... Może po prostu mój kobiecy gust nieco odbiega od takiego poczucia humoru :)
Nie musi się podobać każdemu , szczerze mówiąc to nie jest film dla każdego jednak jeden z moich faworytów . Ten Reżyser w niektórych swoich filmach stwarza taką atmosferę jakby chciał wypędzić nie pożądanych widzów dla mnie takim filmem był Parnassus
Może nie tyle wypędzić, co pozostawić przed ekranem grono "zafascynowanych". Wydaje mi się, że ten film budzi skrajne emocje: część go uwielbią, część nie.
inuin, ten film to własnie miała być męczarnia. Męczarnia i refleksja na temat przełomu lat 60 i 70 w USA. Jego tytuł to wcale nie "las vegas parano" tylko "strach i obrzydzenie w las vegas". Mamy z resztą dokładnie pokazanego dr. Gonzo, który wymiotuje, mamy Las Vegas - miasto kiczu, mamy uwiedzioną nastolatkę, policjanta geja i tak dalej i tak dalej. Warto też wiedzieć czym jest "gonzo", wczuć się w klimat Stanów Zjednoczonych, które "walczą" z narkotykami (scena zjazdu policjantów). Pokazanie rozpadającego się świata pewnych wartości, dzieci kwiatów, niezwyciężonych Stanów, nieograniczonego dostępu do narkotyków nie jest łatwe, ale moim zdaniem film został dobrze nakręcony i zrealizowany.
PS. Rozumiem ludzi, których ten film potrafił rozbawić, nie rozumiem natomiast tych, dla których to był ubaw.
Mimo, iż rozumiem wszystko co film ma do przekazania, to nie zmienia to faktu, że jest to najśmieszniejsza komedia jaką w życiu oglądałem. Film, z którego ryjesz bez przerwy przez 2 godziny.
Pozostaje pogratulować poczucia humoru. Wtedy życie jest na pewno bardziej wesołe ;)
Pewnie masz rację, w odpowiedzi na Twoją pierwszą wypowiedź. Po prostu nie umiem się w to wczuć, kompletnie. Za dużo w nim wszystkiego, ale to już moja subiektywna opinia. Jak pisałam wyżej, rozumiem ludzi, których "porwał" ten film.
Dobra komedia charakteryzuję się momentami dramatu , tak jest i tu . Pierwszy raz film widziałem jak miałem jakieś 15 lat i to było za wcześnie
film widziałem dość dawno nie mniej postaram się wbić w temat i powiedzieć coś na temat obrazu Giliama, w razie czego poprawcie mnie ;) :P. Właściwie z wszystkim co napisałeś mógłbym się zgodzić bo to prawda, gdyby nie fakt, iż odnoszę wrażenie, że reżyser wszystkie te rzeczy potraktował mocno po macoszemu, maksymalnie je uprościł, sprowadził do banału i zrzucił na dalszy plan.. jednak nie to najbardziej mi w nim przeszkadzało, a to że kompletnie brakuje mu tempa.. większość pewnie się z tym nie zgodzi i teraz kręci nosem bo w końcu w tym filmie o to właśnie chodzi! Ale uważam, że jedyną rzeczą nadającą temu filmowi odpowiednie tempo.. jest aktorstwo a mianowicie sam Depp, Johnny dwoi się i troi, żeby porządnie rozkręcić film i dać widzowi wrażenie totalnego "czadu, odlotu, jazdy" ;) (nie pamiętam dokładnie jak to ujął ten doktorek na wykładzie, ale mniejsza z tym) cała reszta leży, od reżyserii po sam montaż, który wlecze się jak cholera i aż prosi się momentami o cięcie! Nie mam nic przeciwko takim zabiegom jak kicz czy traktowanie poważnych tematów z jajem, na luzie i zupełną lekkością, tyle, że w filmie Terrego brakuje mi bardzo mocno jednego jak i drugiego. Wystarczy poczytać komentarze ludzi i to jak narzekają na brak zrozumienia filmu i nie widzą w nim tzw. "drugiego dna" a co trzecia osoba odsyła resztę do lektury, na podstawie, której powstał film.. nie wydaje mi się żeby dobrze to świadczyło o obrazie, który potrzebuje mocnej korekty dla głębszego zrozumienia problemu i tego o co w nim tak na prawdę chodzi. Nie wystarczy krótka refleksja bohatera na koniec, kilka krótkich fragmentów o których sam wspomniałeś jak scena zjazdu policjantów czy powoli zanikająca subkultura dzieci kwiatów, troszkę za mało.. To samo tyczy się drugiej strony medalu, czyli tej bardziej rozrywkowej.. o której nie bede się specjalnie rozpisywał bo nie starczyło by mi czasu do jutra ;) powiem tylko że zabrakło mi tutaj prawdziwego warsztatu na miarę kiczowatych filmów sama Raimiego czy Carpentera, czy dziś Rodriqueza i Tarantino i choć Ci panowie tworzą w nieco innym gatunku to jednak wiedzą doskonale jak się bawić.. tutaj tego nie czułem, głównie przez brak tempa, niewykorzystany potencjał, który drzemie w samym kiczu, wolnym jak flaki z olejem montażu i wiele wiele innych jak przede wszystkim skopana reżyseria która polega głównie na świetnej roli Deppa.. Oglądając film miałem wrażenie jakby reżyser wszystkie wartości wcisnął tylko i wyłącznie ze względu na książkę, w której to na pewno są zawarte i gdyby tak miał możliwość wyciął by je wszystkie nie pozostawiając suchej nitki na całym przekazie i wartościach jakie film miał w końcowym założeniu nieść. Gdybym tak miał jednoznacznie określić w okół czego tak na prawdę film krąży, i o czym jest to, myślę że postawiłbym na wizualizacje amerykańskiego snu ;) jednak czy to się udało? Właśnie.. a więc ostatecznie, w moim mniemaniu wychodzi taki średnio trawny misz masz i nie do końca zdecydowany reżyser, który sam nie wie o czym i do kogo chce zaadresować film, niby jest podszyty czymś ambitnym, a tak na prawdę nie ma w nim nic ambitnego, niby jest w nim tona rozrywki, ale ja prawdę mówiąc nie potrafiłem się w to czuć i wcale nie bawiłem się tak jak w założeniu powinienem- BRAK TU TEMPA! :D Moja ocena to 6/10 i mimo całego narzekania doceniam to czym film jest i z całą pewnością warto go zobaczyć i sam jeszcze nie raz do niego wrócę.. pozdro!
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że piszesz o innym filmie. Przecież tutaj montaż był jednym z najlepszych plusów, nieustannie trzęsąca się kamera i powolne ujęcia sprawiały wrażenie całkowitego zćpania, widz po obejrzeniu filmu czuje, jakby sam coś wziął. Scena w klubie z Somebody To Love jest jedną z najlepiej zmontowanych i w ogóle najlepszych scen w historii kina.
"Scena w klubie z Somebody To Love jest jedną z najlepiej zmontowanych i w ogóle najlepszych scen w historii kina." kto tak powiedział?
Jakoś nie bardzo mnie to przekonuje.. po za tym widzę, że Ty nie bardzo wiesz czym charakteryzuje się trzęsąca kamera.. tzw. Hand-held camera