Kompletnie nie rozumiem co miało na celu zrobienie takiego filmu. Praktycznie przez cały czas jego trwania oglądamy zaćpanych bohaterów, błąkających się po Las Vegas bez konkretnego celu, bełkoczących jakieś bezsensowne kwestie, zażywając coraz to nowe porcje narkotyków. Może ktoś chciał pokazać narkotyczny klimat zaćpanego świata, ale jeśli mam ochotę na coś takiego to oglądam "Trainspotting", "Human Traffic", "Acid House", czy dziesiątki innych (moim zdaniem o wiele lepszych od opisywanego) filmów, poświęconych temu tematowi. Ani to śmieszne, ani wciągające. Wiadomo - każdemu się podoba co innego, ale naprawdę nie widzę nic interesującego w tym filmie.
3/10
A jaki jest sens w braniu narkotyków, jaki jest sens/cel czegokolwiek, do czego można podejść w sposób wartościujący (oceniając, jako dobro lub zło)...? Niektórzy sądzą, że z istnieniem nieodłącznie związane są mdłości i obrzydzenie. Rzeczy są takimi jak my je postrzegamy, dlatego wymowa tego filmu nie jest dla mnie bynajmniej narkotyczna, lecz głęboko humanistyczna. Poza moralnością i poszukiwaniem sensu istnieje w nas coś na kształt tych narkotycznych wizji objawiające się w ludzkich emocjach. Strach, radość, złość, pożądanie itp. to tylko oswojone i przez kulturę akceptowane przejawy "odmiennych stanów" (patrz np. usprawiedliwienie morderstwa w afekcie) które w tym filmie są przejaskrawione i ukazane w pozornym nieładzie i niekonsekwencji na kształt strumienia świadomości, z którego jesteśmy w stanie wyłowić tylko "rzeczy" pasujące do obrazu, jaki sami przez całe życie nauczeni zostaliśmy budować (wychowanie, wykształcenie itp.). Dlaczego to, co napotykamy w życiu ma być sensowne? Wydaje się nawet, że sens nabiera dopiero "po fakcie" doświadczenia - a jeżeli tak to nic nie ma sensu dopóki tego nie "uczynimy własnym". Podobnie myślę jest z przekazem i odbiorem tego filmu (ale nie tylko i nie przede wszystkim).
dzieczyno to jest filmna podstawie ksiazki. Dokladnie nie pamietam ale wtedy w USA wytworzyla sie grupa pisarzy ktora operowala w tym temacie. jestes glupia skoro uwarzasz ze film jest slaby :) pozdr.
Heh, bardzo ciekawa opinia. Zawsze się zastanawiałem jakbym odebrał ten film gdybym nie był..hmm właściwym odbiorcą dla takiego filmu. Starając się wyjaśnić jaki może być cel stworzenia tego filmu muszę odwołać się do książki a raczej do jej autora Thompsona. W swoim czasie wypracował on specyficzny styl dziennikarstwa zwany 'gonzo journalism' - styl bardzo subiektywny gdzie dziennikarz zazwyczaj jest częścią opisywanych historii. Styl ten w pewnych sferach stał się na tyle kultowy (jak i postać samego Thompsona) że film po prostu musiał powstać i zapewne fakt że ten sprawia że albo ktoś ten film wielbi albo go nie rozumie. Albo też nie rozumie a i tak wielbi jak ja gdy po raz pierwszy go obejrzałem.
p.s. "Acid House" powiadasz? Tego nie kojarzę zatem idę sprawdzić. pzdr.
Dokładnie. Film obejrzałam dopiero po przeczytaniu książki i sądzę, żę być może nie zrozumiałabym go tak dobrze (czyt.istoty "amerykańskiego snu", głónie z tamtego okresu) gdyby nie właśnie pomoc książki.
Jeśli oddaje wiernie klimat książki i jest adresowany do odbiorców, którzy się z nią wcześniej zapoznali to ok.
Atique, to nie jest tylko adaptacja książki, bo książka sama w sobie jest "adaptacją" życia głównego bohatera, Hunter S. Thompson odgrywając swoje alter ego czyli Gonzo, stworzył styl pisarski który został nazwany "gonzo jurnalism" polega ( w skrócie, a przynajmniej tak jak ja to rozumiem ) na tak skrajnie SUBIEKTYWNYM opisie zdarzeń, ze czytelnik automatycznie odnajduję się bez problemu w przekazie autora ponieważ z góry wie jakie jest jego(autora) nastawienie do tematu. A co do tematu w sensie stricte, to zachęcam cie byś poczytał o autorze nawet na Wikipedii (całkiem fajny artykuł), a potem obejrzyj jeszcze raz film i posłuchaj tych "bezsensownych tekstów" - jak to zdaje się stwierdziłeś, a zauważysz różnicę między wypowiedziami dr Gonza które to są właśnie pełne przemyśleń, a jego samoańskiego pracownika.
Pozdrawiam
Film jest o upadku kultury hippisów. Wielkie hasła lat 60-tych: wolność, równość, pokój i miłość, zostały skondensowane w listku z LSD, a z biegiem czasu w heroinie. W filmie jest wyraźnie ukazane jak skończył ten ruch. Są nieliczne momenty refleksji gdzie bohater wspomina lata przeszłe gdy fala hippisów dopiero się tworzyła i mówi o "odbiciu tej fali od brzegu", gdzie wolność oparta na odlocie przerosła tą kulturę...
Pewnie będziecie mnie uważać za idiotę/ćpuna, ale moim zdaniem trzeba obejrzeć ten film najpierw na trzeźwo, a potem na fazie. Na plus tego filmu przemawia "prawda" o narkotykowych fazach, ich dokładne odwzorowanie. Po ugrzecznionym requiem dla snu odebralem go bardzo dobrze.
film jest przerażający, nie mam zamiaru go obejrzeć jescze raz.
tak szczerze.. to ja ten film najpierw obejrzałem "na zielonej chmurze" chyba dlatego ze właśnie wszyscy mówili żeby tak nie robić :D i powiem tyle, jeszcze nigdy nie czułem takiej "interakcji" z filmem i bohaterami, a dopiero potem obejrzałem go chyba jeszcze z 8-10 razy normalnie. W cokolwiek, ktokolwiek wierzy, ja uważam, że są pewne rejony sztuki w które trzeba się zapuścić "z przewodnikiem" by zrozumieć co miał na myśli twórca który też "z przewodnikiem". Jak zwykł mówić sam H.S. Thompson- dr dziennikarstwa*(który jakby ktoś nie wiedział jest bazą dla głównej postaci Las Vegas parano):-
"nie chce nikogo zachęcać do brania narkotyków by sobie w czymkolwiek pomoc, ale mi pomogły:D"
Ja tez nikogo nie chce i nie zachęcam do brania żadnych narkotyków, ale uważam, że jako ludzie sami tworzymy swoje życie i nikt nie powinien za nas decydować, i wydaje mi się że po części o tej wolności pisał też Thompson.
pozdrawiam wszystkich
zainteresowanych odsyłam do Wikipedii do hasła "Hunter S. Thompson"
Po pierwsze trzeba zrozumieć, że narkotykowe fazy głównych bohaterów są owszem tematem filmu, ale nie są jego główną treścią. Jest to pewien rodzaj ukazania tła historycznego Ameryki w latach 60-tych i 70-tych. W filmie jest sporo przemyśleń głównego bohatera, ze moim zdaniem trudno tego nie zauważyć. Duke – uosobienie Huntera T. Thomsona komentuje tamtejszą rzeczywistość. By to zrozumieć trzeba posiadać pewną wiedzę na temat tamtych czasów – bez tego film może wydawać się tylko ukazaniem narkotycznego amoku. Aha i jeszcze jedno, proszę o nieporównywanie tego filmu do Reqiuem for a Dream czy Trainspotting, bo to nie o to zupełnie w tym chodzi. Pozdrawiam!
Chryste skad sie biora tacy ludzie jak ty... rece opadaja. Jesli temat filmu jest ci calkiem obcy, na pewno ciezej zrozumiec jego przekaz. Ty jednak nie potrafisz w ogole docenic calego filmowego kunsztu, ktorym ten film jest wypelniony po brzegi;/ Gdybym go ogladal bez dzwieku to bym sie jak cholera cieszyl z samych gilliamowych ujec i gry aktorów. No ale jak lubujesz sie w horrorach to nie dziwota ze nie wiesz jak ma wygladac dobry i oryginalny film bo takich wsrod horrorów za wiele nie ma;P Wez poogladaj cos ambitniejszego, moze kiedys pojmiesz o co chodzi,a jak nie pojmiesz to lepiej milcz na temat o ktorym nie masz zielonego pojecia;)
Moim zdaniem Gilliam na spółkę z Deppem i Del Toro zrobili coś naprawdę dużego. Ten film a raczej jego chory klimat naprawdę wciąga (hehe dobre słowo). Poza tym faktycznie dobrze obejrzeć go po przeczytaniu książki, wtedy wg mnie jest trochę łatwiej oglądać. BTW "Lęk i odraza w Las Vegas" wydana została po polsku dopiero w zeszłym roku.. Jak zwykle mamy malutkie opóźnienie w stosunku do reszty świata...
PS. Czy powinienem wspomnieć, że pierwszy raz oglądałem "Las Vegas Parano" na bani :P
Pozdrawiam.
"Zrobienie takiego filmu" miało na celu, odpowiadając na Twoje pytanie, zekranizowanie powieści Huntera S. Thompsona. I nie miał on pokazywać "klimat zaćpanego świata". Nie wiem, czy ktoś już wcześniej o tym napisał (nie przeczytałem wszystkich wypowiedzi w tym temacie, wrodzone lenistwo było mi przeszkodą..), ale suma sumarum narkotyki nie są tu najważniejszym motywem. Pozostaje więc pytanie: o czym jest Las Vegas Parano? gdzie odnajdziemy Twój upragniony "sens"? I tym razem pośpieszę z odpowiedzią: jest to film o końcu amerykańskich ideałów, o śmierci marzeń i wybudzeniu się ze snu, który zafundowała Ameryce rewolucja lat 60. Jako, iż pora już późna, a mój umysł znużony, to pozwolę sobie sobie przedstawić to w uproszczeniu.. Gilliam pokazuje nam co zostało po ideałach epoki hippisowskiej, kiedy wierzono jeszcze, że pokojowe happeningi mogą zmienić świat, że ludzie są z natury dobrzy, a dzięki dragom można osiągnąć wyższe stany świadomości duchowej.. Otóż nie zostało nic za wyjątkiem moralnego kaca, duchowej pustki i ćpania, nic za wyjątkiem "strachu i obrzydzenia". Ba, nie ostały się nawet ideały dawnej, konserwatywnej Ameryki; te strawił płomień kulturowej rewolucji, ten sam który tak szybko się wypalił..
Zwróć uwagę na sceny manifestacji antywojennej z początku filmu i monolog Duke'a gdzieś z końcówki, a potem.. przemyśl film raz jeszcze.
Zgadzam sie z tobą w zupełności.Widzialam ten film ze 20 razy i wiem ,że motywem przewodnim nie są dragi a pokolenie lat 60 i rzeczywistości pozbawinej kolorów lat 70.biorąc dragi w najbardziej rozrywkowym mieście Ameryki odcinają sie od tej rzeczywistości .nie mogłabym prz tym wswpomniec jak berdzo cenię dorobek gilliama :) jest jednym z największych reżyserów naszych czasów a gra el toro i deppa jest genialna :) a film jest jednym z moich ulubionych :)choć nie jest łatwy bywają w nim smieszne ujęcia np.gdy w windie dr. gonzo przystawia nóżjakiemuś fotografowi :)hmmm niezapomniana scena pewnie jedna z leprzych w filmie. pozdr. dla wszystkich któży doceniaja tych dwóch aktorów i reżysera .
Zgadzam sie z tobą w zupełności.Widzialam ten film ze 20 razy i wiem ,że motywem przewodnim nie są dragi a pokolenie lat 60 i rzeczywistości pozbawinej kolorów lat 70.Biorąc dragi w najbardziej rozrywkowym mieście Ameryki bohaterzy odcinają sie od tej rzeczywistości .Nie mogłabym prz tym nie wswpomniec jak berdzo cenię dorobek Gilliama :) jest jednym z największych reżyserów naszych czasów a gra Del toro i Deppa jest genialna :) film jest jednym z moich ulubionych :)choć nie jest łatwy bywają w nim śmieszne ujęcia np.gdy w windzie dr. Gonzo przystawia nóż jakiemuś fotografowi :)hmmm niezapomniana scena pewnie jedna z lepszych w filmie. Pozdr. dla wszystkich. Trzymac fason :)
he, to jest chyba film o tych ludziach co tam sobie wystepuja (dziennikarz i prawnik) z ich najglebiej subiektywnego i ciemnego punktu widzenia, w takim punkcie jest malo sensu:) przerwalam go w polowie, bo mnie zmeczyl lub raczej ja sie zmeczylam poszukiwaniem sensu , ogolna masakra w scenie z diablem mnie dobila:) moze do niego wroce, ale nie tego akurat potrzebowalam chyba i juz:)
cholera, najgorzej jest, jak ktoś sobie nie trafi z filmem. To można się tak zrazić... Ja na szczęście miałam ochotę na Las Vegas Parano i moje odczucia związane z tym filmem są jak najbardziej pozytywne :)