O czym byl ten film? Czy naprawde tylko o cpani, utracie kontaktu z rzeczywistoscia i ciaglej balandze? Czy moze raczej o fali, ktora sie zalamala i cofnela pozostawiajac na brzegu ludzi oddanych idei, ktora sie zapadla w sobie?
nie wiem o czym byl ten film, ale jak to ogladalem wczoraj to bylem dobrze upalony, i chyba to pozwolilo mi zrozumiec film^^
Ten film był o Ameryce. Przecież co chwilę była amerykańska flaga. O tym, że lepiej się zaćpać niż na trzeźwo żyć w tym kraju, dowodzonym przez zdebilałych polityków. Tak ja to odbieram.
Moim zdaniem jeśli jest tam jakaś treść to jest nią gorzkie spojrzenie na to, co zostało z pokolenia lat 60. Duke i Gonzo są takimi pozostałościami po tamtym czasie. W monologu Duke'a padają słowa o tej wysokiej fali, która załamała się i cofnęła się. Wtedy wszystko miało sens, wszystko, co robili ci ludzie wydawało się dobre i właściwe. I nagle okazało się, że wszystko to o kant dupy potłuc. Nic z tego nie zostało. Jest tylko wieczna balanga i otumanianie się dragami, żeby jakoś przeżyć w tym szajsie, który człowieka otacza. Dziś Raul jest tylko kolejnym świrem w krainie świrów, jak sam mówi :) A Las Vegas jest być może taką Ameryką w pigułce. Jak stwierdza Duke - tak wyglądałby świat, gdyby naziści wygrali wojnę :D
Ale wszystkie te dywagacje są raczej na marginesie filmu, obok szalonej narkotycznej jazdy i w sumie dobrze, że ne dominują. Nie pasowałyby do jego komediowej konwencji. Generalnie to mnie ten film raczej bawi niż skłania do jakichś poważniejszych przmyśleń. I muszę powiedzieć, że bawi skutecznie - chyba na żadnym filmie nie uśmiałem się tak jak na tym :) Absurdalny humor w najlepszym wydaniu! Depp genialny po prostu, sposób w jaki się porusza, jak mówi, w ogóle jak wygląda - normalnie spadałem z fotela :D Del Toro też rewelacyjny. Razem tworzą nieziemski duet. Każda kolejna scena powodowała u mnie co najmniej szeroki uśmiech, a często też atak rechotu :D