Ciężko sklasyfikować i opisać to co Terry Gilliam próbuje nam przekazać w Las Vegas Parano. Bohaterowie zdają się łamać wszystkie powszechnie obowiązujące zasady i obyczaje. Co śmieszniejsze wszystko uchodzi im na sucho. Las Vegas to ich plac zabaw w którym zdają się być outcastami, ale mają to w najgłębszym poważaniu. Ich nie interesuje opinia osób które spotykają na swojej drodze, wydaje się nawet momentami że znają wszystkie kruczki obowiązującego prawa (scena meldowania się w hotelu ze spienionym policjantem). Umysł człowieka na gigantycznym haju to coś co bardzo trudno pojąć. Reżyser zagłębił się do wnętrza głowy naćpanego człowieka po mistrzowsku. Pokazał nam dość dobrze jakie paranoiczne wizje, urojenia przeżywają bohaterowie, przy czym zrobił to w sposób nadzwyczaj przekonujący. Widzimy momenty w których bohaterowie zachowują świadomość i zdają sobie sprawę z tego ,że są pod wpływem narkotyków, myślą trzeźwo ale nie są w stanie zrealizować prostych zadań. Gdy stan odurzenia się pogłębia, przestają się kontrolować i wychodzi z nich właśnie to zwierze o którym mówi reżyser w początkowym cytacie. Z kolei w innej scenie (Johny Depp) budzi się z przyklejonym do twarzy mikrofonem w pokoju który wygląda jakby przeszedł przez niego tajfun. Nic nie jest tam gdzie być powinno, popękane lustra, obdarte zasłony, woda po kolana robią piorunujące wrażenie. Widz nie wie jak do tego doszło podobnie jak bohater budzący się w tym chlewie. Dopiero strzępki taśmy magnetofonowej przypominają o tym co się działo... Przebłyski wspomnień tylko przypominające fragmentami o krótkich epizodach, luźnych wspomnieniach bez składu i ładu... Świadomość odrzuca rzeczywistość... staje się niezależna od otoczenia. To pierwsza myśl przewodnia tego filmu. Ludzie często uciekają przed rzeczywistością która bywa zakłamana i fałszywa jak Las Vegas (mniej lub bardziej). Znajdujemy sobie zajęcia które wypełnią tą beznamiętność świata i radzimy sobie z tą dobijającą paranoją na swój sposób. Staramy się zająć mózg czymś innym, odwrócić jego uwagę od istoty problemu życia codziennego (sportem, filmem, rozrywką itp.). W alternatywie pozostaje odcięcie się poprzez zażycie środków odurzających. Pozostaje pytanie: "Skoro i tak wszystko dzieje się w mojej głowie to co stoi na przeszkodzie by tego nie zrobić?". Depp mówi: "...prosząc tylko o jeszcze jedną chwilę zbawiennego haju...". Uzależnienie nie polega na odczuwaniu komfortu lub dyskomfortu związanego z samym stanem odurzenia ale właśnie na oderwaniu się od rzeczywistości (przyjemnej lub nie, bez znaczenia), ze wszystkimi drawback'ami jakie to ze sobą niesie (byle tylko nie schodzić z fazy). Możemy postąpić jak bohaterowie filmu lub stawić czoła rzeczywistości - walczyć z nią lub przed nią uciekać. Każdy ma do tego wyboru pełne prawo i reprezentuje swój wybór poprzez działania, akcje jakie podejmuje w życiu. Las Vegas Parano to kompletna analiza haju narkotykowego przykryta humorystycznym płaszczem miejscami pełnym grozy. To zarazem niepokojący obraz w którym możemy się przejrzeć jak w lustrze i zobaczyć swoją bestię która drzemie w każdym z nas. To sen na jawie (niekonieczne tylko Amerykański)...
Recenzował: Michał Rolski
Genialnie prosta w swojej komplikacji recenzja, z którą się w 100% zgadzam :)
Poza tym uważam, że ten film to jedno z największych arcydzieł kina. Oglądałem go ok. 40 - 50 razy :P Poza Fight Clubem, z żadnym filmem nie obcowałem tak często :)
super ujęte. Rzadko gdy czytam jakieś recezje, zgadzam się z nimi, ale tu elegancko, wszystko co trzeba jest napisane
Fajna recenzja filmu. Natomiast jeżeli chodzi o książkę to ona już bardziej odnosi się do załamującej i cofającej się fali ruchu hipisowskiego. Uwidacznia upadek ideałów subkultury, a wręcz całego pokolenia. Wprost mówi, że kupno kwasu za 3 dolce nie stanowi panaceum na zło świata.
Nieźle napisane, ale tego filmu nie da się tak krótko zrecenzować. W każdej sekundzie tego filmu jest ukrytych wiele przemyśleń, które żeby wszystkie przeanalizować i opisać trzeba by sporo czasu. Genialny film.
Chryste jeszcze tak „pogiętego” filmu o narkotykach to jeszcze nie widziałam. Film jest naprawdę świetny. Jak dla mnie trochę był za szybki i nie mogłam niekiedy nadążyć za nim. Muszę obejrzeć go jeszcze raz. Dla mnie jest to dramatyczna komedia, bo były momenty, że człowiek naprawdę mógł się uśmiać, a niekiedy zastanowić się nad sensem swojego życia. Matko, co z człowieka mogą zrobić narkotyki to tego jeszcze w żadnym filmie nie widziałam. A brali na potęgę. Zapada w pamięć i robi wrażenie. Człowiek po seansie leży na dechach i jedyne, co widzi to światełko w tunelu.