Gdybym to ja przyznała Złotą Palmę w 1965 roku, dałabym ją rumuńskiej produkcji LAS POWIESZONYCH. Jej twórca Liviu Ciulei wyjechał ostatecznie z Lazurowego Wybrzeża z nagrodą dla najlepszego reżysera. Teraz jest trochę zapomnianą postacią poza swoją ojczyzną, ale to właśnie on przecierał szlaki na międzynarodowych imprezach rumuńskiej sztuce, w tym kinu, choć większe zasługi niż dla filmu Ciulei ma dla teatru. Wystawiał teatralne sztuki, pracując na kilku kontynentach, gdzie zdobywał prestiżowe nagrody. Chętnie zajmował także tworzeniem wyrafinowanych scenografii, a nawet projektów architektonicznych. LAS POWIESZONYCH to ekranizacja powieści jednego z najważniejszych, rumuńskich pisarzy Liviu Rebreanu, której akcja toczy się w czasach I wojny światowej na terenie Imperium Austro-Węgierskiego, a dokładniej na jednym z wielu frontów, gdzie wtedy toczyły się walki. Film skupia się na moralnych rozterkach oficerów cesarskiej, wielonarodowościowej armii, którym przychodzi walczyć nie tylko z wrogiem zewnętrznym, ale też z własnymi rodakami, u których budzą się niepodległościowe nadzieje. Długi, trudny pobyt w brudnych, ubłoconych koszarach ukazuje nie tylko okrucieństwo wojny, ale też jej ponurą absurdalność. To jeden z najbardziej złożonych i zarazem szlachetnych filmów z antywojennym przesłaniem, jakie kiedykolwiek pojawiły się w europejskim kinie. Dzieło epickie i koronkowe, przywodzące na myśl prozę Dostojewskiego.