Jak to u chińczyków często bywa ich produkcje są ładne na zewnątrz, ale gdy się przyjrzeć bliżej już tak wspaniale nie jest i to zaobserwowałem w "Flying Swords of Dragon Gate".
Najlepiej można to dostrzec w walkach, gdzie nawet pomimo tych wszystkich skoków i innych wygibasów walki wydawały mi się nudne i monotonne, a jedyna osoba która mogła je poratować czyli "Jet Li" spadł gdzieś na dalszy plan, kiedy nagle film zmienił gatunek na typowy film przygodowy z zdobywaniem skarbów na czele. Jednak największym rozczarowaniem była dla mnie końcowa walka pomiędzy Chow Wai-On'em i Yu Hua Tian'em, gdzie po scenie w trąbie powietrznej ich walka została ucięta bez rozstrzygnięcia i zastąpiona gniewnym wpatrywaniem się w siebie oraz gadaniem.
Zaobserwowałem tutaj to co w wielu chińskich filmach, tzn. Pomimo, że fabuła nie była najmocniejszą stroną tego filmu, ciągle próbowano skupiać się głównie na niej. Dlatego też wolę stare filmy kung-fu, gdzie skupiano się głównie na walkach i słaba fabuła tak nie drażniła, bo ciągle się coś działo.