Pamiętam doskonale ten czas, kiedy wokół filmu Leaving Neverland było naprawdę głośno. Mówiły o tym wszystkie media, a niektóre stacje radiowe wycofały muzykę Króla Popu. Ja jako człowiek, który znał te sprawy od podszewki myślałem: ,,Wszyscy od razu przyjmują tę historię jako pewnik. Musieli tam pokazać nowe, przekonujące dowody". Obejrzałem film. Nie ma tam nowych, przekonujących dowodów. Nie ma tam w ogóle niczego, co powinien zawierać wiarygodny dokument. Brak tam wypowiedzi ekspertów czy akt sądowych, co po dwóch latach od premiery wcale mnie nie dziwi, bo twórcy mogliby sobie tym bardzo zaszkodzić. Nie mam pojęcia co musiało zadziać się w głowach ludzi, którzy 4 godziny materiału, gdzie dwóch mężczyzn po prostu opowiada historię, uznali za wiarygodny film dokumentalny. Dan Reed jako reżyser nie tylko celowo pomija ważne informacje (nie ma znaczenia, czy robi to umyślnie czy nieumyślnie - jego obowiązkiem jako reżysera było sprawdzenie tych informacji), ale dosłownie okłamuje widza.
I gdyby film był pierwszym i ostatnim razem, gdy Wade Robson i James Safechuck zabierali głos w tej sprawie, to ja jak i inne osoby krytykujące film moglibyśmy powiedzieć: "Jeżeli odrzucimy wszystkie dowody, ta historia mogła się wydarzyć". W takim wypadku byłoby jedynie słowo Michaela przeciwko ich. Jednak mężczyźni przed zdjęciami do filmu dwa razy składali zeznania pod przysięgą w ramach wielomilionowego pozwu przeciwko Michael Jackson's Estate. Zeznania, które zdecydowanie nie zgadzają się z wersją podaną w filmie. Tym sposobem oni sami sprawili, że sprawa ta to już nie słowo Michaela przeciwko ich. To ich własne słowa przeciwko ich słowom.
Jednym z tych "mocnych" oskarżeń stawianych przez Safechucka jest to, kiedy mówi on, że Jackson molestował go "codziennie" w pokoju na stacji kolejowej w Neverland. Możecie kluczyć między zabraniem strony, mówić, że ,,nigdy nie dowiemy się prawdy", ale trzeba powiedzieć wprost - nie ma możliwości, żeby miało to miejsce. James Safechuck parę lat temu zeznał pod przysięgą, że Michael Jackson molestował go w latach 1989-1992. Nigdy wcześniej i nigdy później. Problem w tym, że stacja, o której w filmie mówił Safechuck, została wybudowana dopiero w 1994 roku. Gdy to ujawniono, Dan Reed w swoich dziwacznych tweetach przekonywał, że nie ma wątpliwości co do daty budowy stacji, ale są wątpliwości, czy Safechuck podał właściwe daty. A więc tym sposobem, aby ratować swój nie poparty niczym pseudo dokument, oskarżył własnego świadka o krzywoprzysięstwo.
Ale to nie jedyny moment, kiedy "ofiary" zdają się same nie wiedzieć, co właściwie się wydarzyło. Jak pewnie większość z was wie, Wade Robson zeznawał na korzyść Michaela Jacksona w 2005 roku. A więc dlaczego to zrobił? Jedną z podawanych przez niego wersji jest to, że nie wiedział, że to co robił Michael było złe. Jednak gdy Jacksona w 1993 roku oskarżała rodzina Chandlerów, Robson na pytanie, czy był molestowany odpowiedział: ,,Nie i mam nadzieję, że nikomu innemu nie przytrafiło się coś tak strasznego". A więc jak w końcu? W wieku 11 lat wiedział, że molestowanie jest złe, a 12 lat później jako dorosły człowiek o tym zapomniał?
Inną wersją, którą sam podaje jest to, że dzień przed rozprawą odbyła się kolacja, w której uczestniczył Jackson, parę innych osób i Wade Robson, podczas której Michael miał rzekomo grozić Robsonowi i ćwiczyć z nim rolę, szkolić go, co ma odpowiadać w sądzie. Jednak świadkowie potwierdzają, że kolacja ta odbyła się dzień PO rozprawie.
Warto wspomnieć, że wśród przesłuchujących był m.in Tom Sneddon - prokurator z 30 letnim doświadczeniem, który z tego procesu uczynił personalną wendettę przeciwko Jacksonowi i trudno mi uwierzyć, że nie udało mu się złamać mężczyzny, który nie potrafi nawet powiedzieć, czemu właściwie zeznawał. Zresztą Safechuck również ma problemy z określeniem, kiedy zorientował się, że był molestowany. Jego matka Stephanie wspomina w filmie, że tańczyła, kiedy Jackson zmarł, bo nie będzie mógł już krzywdzić dzieci. Pominę bardzo złe aktorstwo pani Safechuck w tej scenie, chcę tylko wspomnieć, że Safechuck rzekomo zdał sobie sprawę, że był molestowany dopiero w 2013 roku, a więc 4 lata po śmierci Jacksona.
Reżyser celowo pomija też inne informacje. Stephanie wspomina również, że nakryła Jacksona z jej synem, kiedy byli zamknięci od środka w sali kinowej w Neverland. Przy sali znajduje się ogromne okno, przez które można spokojnie zajrzeć do środka. Pracownicy Neverlandu potwierdzają, że nie jest to zamek, który da się zamknąć od środka.
Mężczyźni przekonują również, że Michael zniechęcał ich do kobiet. Nie wspomniano o związku Wade'a Robsona i bratanicy Jacksona - Brandi Jackson. To Robson powiedział Michaelowi, że Brandi mu się podoba, a on zainicjował spotkanie.
Robson wspominał również, że Michael molestował go "setki razy". Jednak z zeznań jego i jego rodziny wynika, że tylko 4 razy byli oni w Neverland w tym samym czasie co Michael.
O ile poprzednie przykłady można tłumaczyć amnezją lub nazywać niedopowiedzeniami, to w filmie są momenty gdy twórcy kłamią i manipulują przedstawianymi materiałami.
W filmie przedstawiony jest ,,wywiad" przeprowadzony z Michaelem przez Safechucka w samolocie, który ewidentnie został przemontowany tak, aby wyglądał jak obleśna wypowiedź pedofila. W rzeczywistości z tego nagrania został wycięty bardzo duży fragment. Również przedstawione nagranie urodzinowe dla Robsona zostało pocięte. mam wątpliwości co do samego nagrania, gdyż zostało ono nagrane 20 lutego 1990, gdy Michael odbierał nagrodę Artysty Dekady CBS Records. Urodziny Robsona są 17 września. Nie chcę nic sugerować, może Jackson lubił nagrywać życzenia urodzinowe pół roku wcześniej.
Jest tam również scena, w której mężczyźni palą swoje pamiątki po Michaelu. W rzeczywistości zostały one sprzedane przez Robosna wiele lat temu na Julien's Auctions. Robson chciał zachować anonimowość, jednak firma nie zgodziła się na to i wystawiła przedmioty jako Wade Robson's Collection.
Reżyser nie raz manipuluje nagraniami. Przedstawione jest również nagranie z konferencji, na którym prawnicy Jacksona mówią, że każda osoba, która spróbuje naruszyć reputację Michaela będzie przez nich ścigana. Miało się to rzekomo odnosić do oskarżycieli Jacksona, jednak w rzeczywistości konferencja dotyczyła sprawy, kiedy dwóch mężczyzn nielegalnie podłuchiwało Michaela Jacksona.
Nie oceniam tutaj wiarygodności zeznań, bo o tym mam już swoje zdanie. Oceniam pracę wykonaną przez Dana Reeda jako reżysera filmu dokumentalnego. Nie wykonał swojej pracy wzorowo. Film nie mówi nam: ,,Michael Jackson był pedofilem, mamy na niego to, to i to." Dan Reed wskazuje na widza palcem i mówi: ,,Posłuchajcie ich. Naprawdę wolicie być po stronie potencjalnego oprawcy?". Nie próbuje nikogo przekonać, bierze nas po prostu na litość. To nieprawda, że WR i JS nie mają motywacji finansowej. Do niedawna walczyli w sądzie o grube miliony, a film pomógł im uwiarygodnić historię. Bohaterowie filmu braci Sekielskich w przeciwieństwie do tych z Leaving Neverland nie jeżdżą po sesjach zdjęciowych i programach śniadaniowych. Chciałbym zauważyć też dwie rzeczy:
- Dlaczego Macaulay Culkin czy inni dziecięcy przyjaciele Michaela, którzy są kimś i mają pieniądze nie wysuwają takich oskarżeń? O molestowaniu przypominają sobie jedynie ci, którzy mają długi i bankrutują.
- Nikt z oskarżycieli Michaela Jacksona nie domagał się dla niego więzienia. Nikt nie poszedł na policję i nie powiedział ,,Michael Jackson molestował mojego syna, zróbcie coś z tym". Wszyscy od razu szli do prawników i walczyli o miliony dolarów.
Nie mogłem uwierzyć, gdy wszedłem na Filmweb i zobaczyłem pozytywne oceny krytyków i dziennikarzy nazywających film "wiarygodnym" i "przełomowym". Leaving Neverland to lekcja dla społeczeństwa. Każdy powinien zadać sobie pytanie: Dlaczego dziennikarze BBC, HBO, TVP, TVN czy Gazety Wyborczej nie mogli sprawdzić tego, co sprawdziłem i opisałem ja? I czy następnym razem warto im wierzyć. Mówienie ,,nigdy nie dowiemy się prawdy" to nie bezpieczne unikanie stawania po którejś stronie, ale obrzydliwa ignorancja i przyzwolenie na kłamstwa i oszustwa. Leaving Neverland to nie "mocny" i "przełomowy" dokument. To wstyd, parodia i kpina z dziennikarstwa i przemysłu filmowego.