Dialogi w tym filmie są po prostu mdłe, ludzie tak ze sobą nie rozmawiają. W taki nadęty sposób, pełen patosu, jakby recytowali wiersze. Zwłaszcza postać grana przez Ferguson, zachowuje się jak maszyna a nie człowiek. Film jest pełen niedorzecznych absurdów. Jeden z bohaterów ma chore nogi. Kto normalny wysyła w kosmos człowieka z taką niepełnosprawnością? Tam się nie wysyła ludzi, którzy zdradzają objawy grypy, co dopiero kalekę. Film jest okropnie poprawny politycznie. Dziwne, że na pokładzie nie było jeszcze Żyda i homoseksualisty, albo i transseksualisty. Wypadałoby.
Potworek jest śmieszny a nie przerażający. Wygląda jak tania galaretka z Biedronki. Bardziej irytuje niż przeraża. Bohaterowie zachowują się w sposób idiotyczny. Nieodpowiedzialny. Nikt by nie wszedł do tego laboratorium gdyby doszło do awarii lub sytuacji przedstawionej na filmie. Nie wspomnę już o scenie , z której wynika, że potworek ponoć ma umrzeć w nieszczelnym pomieszczeniu bez powietrza. No, ale wcześniej latał sobie w przestrzeni kosmicznej i nie umarł. Gdzie tu logika?
Japończyk zachował się jeszcze gorzej. Powinien był raczej czekać na ekipę ratunkową a nie, wiedząc o obecnosci galaretki, samemu latać po pokładzie. Pewnie potrzebowali dramatycznej sceny więc zmusili bohatera do zachowania się jak ułomny amator.
To mają być kosmonauci? Raczej banda jełopów.