Punkt wyjścia wielu ostatnich filmów:
weźmy najbardziej niezrównoważone, krótkowzroczne i impulsywne postacie i powiedzmy, ze są to światowej sławy naukowcy; dajmy im do "zbadania" cos co każde dziecko wie, ze jest skrajnie niebezpieczne - i mamy gotowy Armageddon.
Prawie tak jak w tym starym czarnym dowcipie:
- Co to jest szczyt okrucieństwa?
- Dać dziecku brzytwę, powiedzieć, ze to harmonijka i patrzeć jak mu się uśmiech powiększa...
Obrazki z przestrzeni fajne, efekt ciągłego braku grawitacji - super, ufok - milusi; ale prymitywizm historyjki/harmonijki jest demolujący...