Jako fan sci-fi starałem sobie nie obiecywać wiele znając ogólny poziom tego typu filmów, lecz jednak po niezłym Arrival (pl. Nowy początek) miałem pewne nadzieje na coś ambitnego, naukowego i nieliniowego. Pierwsze minuty kontaktu z kosmicznym przybyszem oglądałem z ciarkami na plecach - niosły ze sobą bardzo obiecujące echa rodem ze "Ślepowidzenia" Wattsa.
Niestety szybko zostałem sprowadzony na ziemię tanimi kliszami z rodzaju krytycznych awarii wyskakujących kompletnie z małpiego tyłka, obcego tak inteligentnego że zaprzeczał sam sobie oraz akcji przewidywalnej do bólu łydki. A szkoda! Arrival i Interstellar pokazały że naukowe podejście do sci-fi dodaje nieopisanego smaczku, którego w LIFE było jak na mój gust za mało. Koniec końców wyszła wysokobudżetowa, lecz płaska podróba Ósmego pasażera (nawet tytuł wyświetlili w tym samym stylu), której do pięt LIFE nie dorasta ani filozofią, ani mrokiem, ani napięciem. Tym bardziej boli że w sumie nie jest to kino klasy B i gdyby tylko pokusić się na mroczny, prawdziwie naukowy scenariusz moglibyśmy dostać film, który byłby dużo bardziej oryginalny i zajmujący niż obecny produkt.
Jeśli ktoś nie zna Petera Wattsa - polecam sięgnąć po "Ślepowidzenie" i zestawić je z LIFE - choć ostrzegam że można zawyć jak się pomyśli czym LIFE mogło być.