Takie typowe kiczowate kino amerykańskie kino akcji. Głupie i bezmyślne. Facet przejeżdżający na jednym baku pół stanów, po drodze jego kolesie wycinają w pień wszystkich policjantów jakich spotykają na drodze, by na końcu ulec kilku niedzielnych strzelców. Akcje dziejące się na tym zadupiu na końcu filmu zakrawały bardziej o komedię niż film akcji. Natomiast finalna scena na moście to już typowy tani chwyt, gdzie nasz bohater myśli że pokonał czarny charakter, ale ten jeszcze wstaje i walczy, żeby podsycić emocje... Muszę jednać pochwalić reżysera, bo mając taką obsadę i zrobić takie siano... no cóż trzeba mieć talent...