haha, wlasnie wrocilem z kina. Coz, dostalem to czego sie spodziewalem, czyli mnostwo strzelaniny i drewnianego Arnolda, takiego jakiego uwielbiam. Postarzal sie dziadek ale forme trzyma. Co do filmu, myslalem ze bedzie to cos w rodzaju Gran Torino no ale niestety bylo to cos bardziej pospolitego, czyli kompletna, wrecz bezsensowna rzez na ekranie. Co moze sie podobac (oprocz Arnolda haha), to motyw z autem ktore mknie 200mph w ciemnosciach i ktore, dzieki swietnemu i sprytnemu kierowcy-kartelowcy (boss cartelu meksykanskiego) rozwala wszystkie samochody FBI. Po prostu rzez. No i tytulowy last stand, miasteczko nad granica ktore powstrzymuje profesjonalnych zabojcow dzieki....no wlasnie, dzieki czemu. Szczesciu? No nie, raczej dzieki Johnny Knoxville i jego arsenalowi. Wszytko tak zrobione aby bylo duzo huku, krwi i na koniec oczywiscie terminator odzywa sie w ciele Arnolda. Dla wielbicieli rozpierduchy ten film jest idealny.