Zaznaczam, że nigdy nie miałem w rękach akt sprawy przedstawionej w filmie, nie byłem też świadkiem "zlicznowania" protoplasty bohera "Linczu", zatem nie mam zamiaru oceniać filmu pod względem wiarygodności, lecz spojrzeć na ten film, jak po prostu na film.
Co się pierwsze rzuca w oczy? Kamera wręcz ostentacyjnie gra na najbardziej prymitywnych uczuciach widzów, i za wszelką siłą pragnie ich przekonać, że "innego wyjścia nie było".
Postać grana przez Wiesława Komasę wręcz natrętnie jest kreowana na "diabła wcielonego", chociaż aktor pokazał tutaj wielki kunszt.
Problem z "Linczem" jest taki, że programowo chce uderzyć wyłącznie w emocje widzów, zupełnie ignorując jakikolwiek dystans do omawianej historii, lub wysilić się na choćby minimum obiektywizmu.
Innymi słowy: jako thriller film całkiem niezły. Lecz jako obraz pragnący zanalizować granice obrony koniecznej - na poziomie gimnazjum. I tyle.
Ale ten typek był diabłem wcielonym. Tu nie chodzi o obronę konieczną tylko samosądy, co jednak jest różnicą
Jeszcze raz zaznaczam, nie wiem czy był diabłem wcielonym, czy nie był, bo go nie znałem, a w filmie był dość pokracznie kreowany na takiego fajnie wrednego sk*rwiela a la amerykański thriller. Tak samo sekwencje sądowe - wredny i niemoralny prokurator i dobroduszna pani adwokat. Brakowało tylko ławy przysięgłych.
A ów samosąd został wykonany w obronie, bądź co bądź.
Mnie osobiście postać Zaranka zwyczajnie śmieszyła, przez to stylizowanie na hollywoodzkich badassów staje się on strasznie groteskowy. Zresztą nie tylko on wydaje się nieudolnie wycięty rodem z amerykańskich produkcji, ujęcia kamery czy muzyka też wyraźnie do nich nawiązują, a przy tym widać (i słychać), że to jedynie "podróbki".
Co do opinii generalnie się zgadzam, chociaż mi film jako thriller także się nie spodobał, zbyt często emocje w danej scenie kończyły się dla mnie śmiechem.
Masz raję, obiektywizmu tu zabrakło, ale chyba o to chodziło. Film miał być nie tylko zobrazowaniem wstrząsającej historii, ale również sugestią że Winkowie mieli prawo do własnego bezpieczeństwa. Na początku filmu jest wstepny napis z artykułem kk o zabójstwie i atykułem o prawie do własnego bezpieczeństwa - komentarzem do tego miał być film i niech każdy sam zinterpretuje po filmie czy racja jest po stronie litery prawa czy po stronie ludzi, którzy w żadnym razie nie mogli czuć sie bezpiecznie.
Podsumowując - brak obiektywizmu to zabieg celowy na potrzeby filmu - twórcy stwierdzieli najwyraźniej że trzeba ludziom pokazać to z czym ludzie woleliby sie solidaryzować i nie wiem po co takie wielkie larum podnosisz z tego powodu. Mnie tendencyjność filmu wcale nie przeszkadzała.