Po 20 minutach poddaję się, zmieniam kanał. To co odstawili aktorzy z dźwiękowcami to jakaś parodia. Ci pierwsi mają dykcję jak Teletubisie, a ci drudzy chyba na ślepo kręcili pokrętłami. Nie zliczę, ilu wypowiedzi nie zrozumiałem w ciągu tych 20 minut. I nie, nie mam problemów ze słuchem. Anglojęzyczne produkcje jakoś przyswajam bez problemu, ba, stare polskie również! Ale "Lincz" jest już którymś nowym polskim filmem, który ma totalnie zrypaną warstwę dźwiękową. Wytłumaczy mi ktoś ten fenomen?
Przegrałem z TVP HD na twardy dysk zewnętrzny i oglądałem w dość dobrej klasy kinie domowym. Niestety, podzielam krytyczną opinię o dykcji i o dźwięku.
Co prawda, w realnym życiu miliony zwykłych Polaków wymawiają kwestie w mowie ojczystej właśnie tak że jedynymi wyrazami zrozumiałymi okazują się wulgarne przerywniki pochodzenia łacińskiego. Mam wrażenie, że niektórzy reżyserzy filmowi szczerze wierzą, że będą bliżsi życia, gdy nagrają taką właśnie wielce niechlujną gadkę rodaków. Ale ja podobnego tłumaczenia nie kupuję.
Przymierzam się do tego filmu.Z tego co widzę jest to kolejny polski film,gdzie nie słychać dobrze dialogów.Trzeba będzie koniecznie obejrzeć w słuchawkach.Swoją drogą mogli by dodać polskie napisy ;p