Film Lincz dla Krzysztofa Łukasiewicza, mało popularnego reżysera i aktora, to prawdziwa szansa na wybicie się do pierwszej ligi polskich filmowców. O samosądzie we Włodowie w 2005 roku słyszeli wszyscy, zwłaszcza za sprawą brukowców takich jak „Fakt” i „Super ekspress”, ale dzięki filmowi fabularnemu Łukasiewicza dostajemy szansę na głęboką refleksję. Podoba mi się ten trend, by ekranizować autentyczne historie. Można to oczywiście zrobić dobrze, lub fatalnie. Film Matka Teresa od kotów zdałaby egzamin na piątkę, gdyby nie Lincz, który całkowicie zawyżył poziom moich wymagań.
Nie wolno w Polsce robić filmów science fiction w stylu Tylko mnie kochaj i Nie kłam kochanie, gdzie domy są ze szkła, ogoleni biznesmeni z laptopami idą na konferencję a piękne panie w sukienkach z Londynu jadą do SPA. Nie usprawiedliwia tego żadna magia kina, popularne gusta i żadne „konstruowanie pozytywnych wzorców” – jak tłumaczą się superreżyserowie z logo TVN wytatuowanym na sercu. W Polsce raczej domu są z cegły i pustaków, mężczyźni raczej chleją a kobiety to wszystko znoszą. I choć nie jest to powód do dumy, to takie filmy warto robić. Lincz, mimo że tak krótki, co dla wielu widzów stanowiło wadę, to film dobry i choć oparty na faktach – to wciąż film i oceniając go, nie oceniajmy postępowania prawdziwych ludzi na podstawie których historii został napisany.
Wiesław Komasa został w innej recenzji porównany do Jacka Nicholsona, moim zdaniem niesłusznie. NIchlsonowi nie było dane nigdy zagrać żula recydywisty z warmińskiej wsi i możemy sobie wyobrażać jakby się do tego wziął, ale trzymajmy kciuki że byłby tak oszczędny w gestach, cyniczny i odrażający jak Komasa. Ci którzy żalą się, że w filmie wszystko „co czarne jest czarne” w głębi serca po prostu krzyczą o kicz – pokazać Zaranka jak po skatowaniu starszej kobiety zachwyca się pięknem jezior byłoby strzałem w kolano. Zaranek jest wielowymiarowy – gdy prosi o rentę jest miły i ładny, jak chce się napić na kredyt jest wręcz ujmujący. Pięknie widzimy jego bezradność, brak narzędzi do funkcjonowania w społeczeństwie, z jaką łatwością przychodzi mu przemoc i jaka jest żałosna, biorąc pod uwagę kogo wybiera na swoje ofiary.
Ofiarom też należy poświęcić chwilę uwagi. Iza Kuna i Agnieszka Podsiadlik nareszcie dostały szansę by zabłysnąć. Ich postacie zastraszanych mieszkanek Włodowy to świetnie zagrane role, które wspaniale uzupełniają ich aktorskie port folio, zwłaszcza bardziej popularnej Kuny która dotychczas marnowała się w sztampowych komediach. Tamara Arciuch też nareszcie dostała szansę na rolę z prawdziwego zdarzenia, i mimo iż nie gra postaci pierwszoplanowej w roli pani mecenas także daje popis swojego talentu. Niestety na tle kreacji aktorek rodzeństwo Gradów ( Lichota, Mikołajczyk, Simlat) wypada słabiej.
Sama społeczność wsi jest ten wspaniale sportretowana. Ludzie pragnący spokoju, bezradni tylko dlatego, że uczciwi. Z każdym kolejnym zgłoszeniem na policję zapada się pod nimi grunt a widz tonie razem z nimi. Reżyser zdecydował się na niechronologiczną narrację, co pozbawia film „taniości”, wiemy jak się wszystko skończy. Muszę przyznać, że zdziwiła mnie decyzja by pokazać w filmie sam tytułowy lincz, myślałam że odbędzie się on jak napaść na sklepową – poza kadrem. Myślę, że bez tej sceny film byłby równie szokujący. Z każdą kolejną migawką coraz lepiej rozumiemy bohaterów pytanie „co ja bym zrobił” przestaje odbijać się echem w naszym sumieniu – każdy zrobiłby tak samo. Zwłąszcza, że na to właśnie liczyła znużona wezwaniami policja. „Z dziadkiem sobie nie dajecie rady?” mówione przez funkcjonariusza policji to tak naprawdę wyrok na Zaranka. Dla mnie w swojej sile mogłoby zastąpić scenę samosądu. Bo czy chcąc ją oglądać nie dajemy upustu naszej najczarniejszej stronie duszy.
Boję się że dystrybutor na tę właśnie prymitywną rządzę krwi liczy. Mój lęk wzmaga też trailer, który jest całkowicie niesmaczny. Sławomir Sikora nie musi nikogo zachęcać. I z jakiego tytułu to robi? Dyżurny bohater filmów opartych na faktach? Ten co „niejedno widział” i to też poleca obejrzeć? Muzyka jak z taniej sensacji – jak bardzo różniąca się od świetnej, klimatycznej muzyki w samym filmie! – szybkie cięcia, krew… Nie tędy droga, Lincz zasługuje na więcej niż Piła VI . Polecam ten film, jest świetnie zagrany, szczególny aplauz należy się paniom, które osiągnęły efekt takiego realizmu, że o filmie nie da się zapomnieć. Jest to prawdziwy, stuprocentowo zgodny z definicją „thriller” – historia z pozoru błaha i nie warta zastanowienia, ale wzbudza dreszcze tak mrożące od środka, że długie godziny po seansie nie można dojść do siebie.
Nie da się nie zapytać, ile takich Zaranków pałęta się po polskich wsiach i ilu policjantów nie ma ochoty się nimi zajmować? Czy każdy samosąd powinien być ułaskawiony? Jak się żyje ze świadomością, że twój mąż zabił człowieka? Liczę na to, że Lincz rozpocznie kilka istotnych debat – od najwyższych pracowników policji i sądownictwa począwszy na dyskusjach przy piwie skończywszy. I po to się kręci filmy!
PS. ogladałam teraz UWAGĘ na TVN wlasnie o reakcji mieszkańców Włodowa na film. są wdzięczni i poruszeni, to chyba najlepsza recenzja, nie?