Dawno chciałam już zobaczyć ten film, ale jakoś nigdy mi się nie złożyło... Byłam pewna, że jest to doskonały melodramat, na którym będę płakać jak bóbr, cóż rzeczywistość okazała się zgoła inna... Możliwe, iż moje rozczarowanie spowodowane jes tym, że po przeczytaniu książki miałam swoje wyobrażenia na temat scen, zachowań... W filmie wprowadzono wiele zmian, nawet tytułowy list, który w książce, emanował uczuciem i był pisany ręką cierpiącego i kochającego mężczyzny, został zastąpiony zwykłym, szarym maszynopisem przepełnionym... codziennością. Część zmian nie miała w ogóle sensu... Film rozczarowywał mnie z każdą sceną coraz bardziej, na każdym kroku porównywałam go do książki, pewnie to mnie zgubiło, mogłam oglądać go jak zupełnie coś innego, odbierać go jako opowieść, którą chce mi przekazać reżyser... nie potrafiłam, zbyt mocno jestem zachwycona książką...

Kevin Costner jak zwykle dobry, Paul Newmanndoskonały, nie znajduję innych słów by go opisać, z epizodu Dodge''a zrobił naprawdę wyrazistą rolę, za to Robin Wright na tle tych dwóch wspaniałych wypada bardzo blado...

Ten film może się podobać, ale tylko tym którzy nie czytali książki...