I pomyśleć, że rok po wyprodukowaniu tej fantastycznej porażki premierę miała trylogia filmowego "Władcy Pierścieni". Ocenę mógłbym wystawić wyższą z racji tego, że dobrze się na tym filmie bawiłem, miał rozmach, wizualnie przyjemną scenografię ( m.in czeskie lokacje), muzykę i...spektakularną rolę Ironsa. Uczciwie muszę jednak przyznać, że stać było twórców na więcej, z budżetem 45 mln. Poziom wykonania i scenariopisarstwa bardziej porównywalny z filmowym Wiedźminem lub Eragonem niż najlepszymi reprezentantami kina fantasy. Nie ma litości dla tej produkcji biorąc pod uwagę, ile wynosił budżet. Druga odsłona wydana w 2005 r. o dziwo wypada realizacyjnie, aktorsko podobnie, mimo wydania na DVD, czego powinni się twórcy tego produktu absolutnie wstydzić. Jeśli ktoś oczekuje okazji do pośmiania się, to może obejrzeć, chociaż nawet w tym wypadku częściej może załamywać ręce z zażenowania niż dobrze się bawić. Co kto lubi.