Opisy na niecie są tak ubogie, że nie warto wstawiać. Generalnie chodzi o to, że jakaś zamaskowana banda,
bawi się w Robin Hooda w miasteczku i jego okolicach.
Łatwo się domyślić, że ktoś z bohaterów albo jest członkiem bandy, albo im pomaga, albo jedno i drugie.
No i wszyscy bawią się w kotka i myszkę. W sumie nic oryginalnego.
Tyle co zakumałem, bo oczywiście film oglądałem bez tłumaczenia ;)
Wydał mi się mocno średni ze wskazaniem na słabszy. Jak to często w meksykańskich westernach,
bohaterowie lubią sobie pośpiewać. Słabo się coś takiego ogląda (i słucha) po latach.
Ładne panie, to fakt, ale to trochę za mało. Mamy za to scenę klasycznego strzelania pod nogi (tańca),
co wbrew powszechnym opiniom rzadko ukazywane było w westernach.
Budżet tradycyjnie niski, a o podejściu twórców do tematu, niech przemówi fakt,
że praktycznie wszystkie panie śmigają sobie w szpilkach. Jak najbardziej jestem za paniami w szpilkach, ale śmieszne to trochę.
No a jak już przez chwilę pojawia się szczeniak w skórzanej ramonesce a'la lata 60-te to już w ogóle robi się wesoło.