Podkreślam od razu - nie jestem fanką boskiej MM. Nigdy nie robiła na mnie wrażenia.
Duża w tym zasługa specjalistów od produkt placement którzy wizerunek aktorki
umieszczają Wszędzie. Na zeszytach, ołówkach, chusteczkach higienicznych.. Można
mieć zawieszkę z Marylin, Marylin na papierowej teczce lub pić kawę z kubka z jej
podobizną. Ktoś pomyślałby, że Monroe umarła w 1962 roku! Błąd! Ona żyje! Między
innymi w tysiącach biografii - żadnej nie czytałam bo wszystkie według mnie wyglądają
tak samo. Posiadam oczywiście podstawową wiedzę na temat MM. Potrafię wymienić
kilka tytułów filmowych, słyszałam coś o koligacjach z Kennedy'm i wiem, że popełniła
samobójstwo (prawdopodobnie). Ktoś mógłby zapytać: Po coś oglądała ten film
kobieto? A więc... padało a kino było blisko :)
Michelle Williams jest do tej roli "zbyt kluskowata". Przepraszam za ten obraźliwy
kolokwializm, ale to było moje pierwsze spostrzeżenie. Owszem MM. nie była szczupłą
kobietą - miała krągłe uda i biust, za to pociągłą twarz i magnetyzujące spojrzenie.
Gwiazda którą oglądamy na ekranie nie ma w sobie nic z magii tamtych lat. Nie pociąga,
nie hipnotyzuje. Michelle brak charyzmy, polotu... Nie chwyciła mnie za serce
kompletnie... Może jest to wina mojego braku empatii wobec słynnej blondynki, a może
braków warsztatowych Williams, która nie posiada jeszcze wielkich ról czy
spektakularnych sukcesów. Ma dopiero 32 lata więc daje jej czas. Główny bohater Colin
Clark ani grzeje, ani ziębi. Jest sympatyczny, widocznie zauroczony i ma odpowiedni
akcent. Czego chcieć więcej od młodego amanta? Fabuła leci do przodu, produkcja się
kręci, w kuluarach dalszego planu przechadza się posągowa Judi Dench... W "Moim
tygodniu z Marylin" jest jednak coś co sprawia, że chce się laurkę Curtisa oglądać...ktoś
kto kiedy pojawia się na ekranie kradnie całą przestrzeń tylko dla siebie deklasując
wszystko i wszystkich.
Kenneth Branagh dobrym aktorem jest. To brytyjczyk na miłość boską! Wielkie
doświadczenie teatralne, znajomość klasyki literatury + wspaniała przejrzysta
interpretacja np. kiedy siedząc przed lustrem i malując brew cytuje Prospera z "Burzy"
Szekspira starając się uspokoić zszargane nerwy. Jego Laurence Olivier jest
gentelmenem w każdym calu i w każdej sytuacji. Targają nim wielkie emocje i
niespełnione ambicje bycia "gwiazdą Hollywood". Zżera go stres pracy z kapryśną
Marylin a jednocześnie nie umie jej odmówić. Wszystko to Branagh potrafi pokazać
jednym gestem, słowem czy spojrzeniem. Olivier był w Wielkiej Brytanii bohaterem,
instytucją - marką! To nic, że Kenneth zupełnie nie przypomina legendy fizycznie.
Naśladując jego ruchy czy imitując akcent nie przekracza granicy parodii. Oddaje cześć
wielkiemu artyście. Zasłużył na Oscara. Byli lepsi.
7/10. Ostatnia gwiazdka dla anglika.
*Marilyn Skoro MM jest wszędzie,to czemu nie nauczyłaś się do tej pory poprawnie pisać jej imienia ?:P
Karygodny błąd. Wiesz, to, że widzisz jej twarz nie oznacza, że wszędzie jest jej imię. Gdybyśmy byli tacy skrupulatni powinnyśmy nazywać ją Norma Jeane.