Film niezły. Gryzie mnie natomiast niemiłosiernie jedna sprawa.
Obsadzenie Williams jako M.M. uważam za totalnie chybiony pomysł. Nic do niej nie mam. Nie wnikam i nie analizuje w jakich filmach grała, gra, będzie grała. Ale TA MM uznawana była/jest za symbol seksu. Chociażby, oglądając jej zdjęcia człowiek wzdycha. Niezależnie czy ktoś uważał ją za gwiazdę filmu, czy zwykłą narkomankę, pijaczkę i puszczalską, rozkapryszoną blondynę. Miała w sobie to coś! Niestety Michelle nie będąc brzydką przecież, w roli prawdziwej Marilyn Monroe wypadła po prostu blado. Wręcz przeciętniacko. Aktorzy grający to uwielbienie względem niej po prostu wyglądali sztucznie.
Nie było się czym zachwycać.