I co tu zrobić z tym filmem... O ile wiem, a nie wiem, nie jestem biografem, Monroe była bardzo nieszczęśliwą i niezrozumianą kobietą. Nie rozumiem więc dlaczego w filmie została ukazana raczej jako wamp, bawiący się wszystkimi dookoła, zmieniający mężczyzn jak rękawiczki, z muchami w nosie, nie liczący się z niczym i z nikim. Ale może to tylko moje odczucia. Michelle Williams nawet nie udało się zbliżyć z gracją, wdziękiem czy urodą do MM, ale jeśli chodzi o sam urok a przede wszystkim grę aktorską wypada już dużo lepiej. Do tego dobrze wypadły postaci drugoplanowe, od Dominica Coopera po świetnego Kennetha Branagha. Mimo wszystko dochodzę do wniosku, że ktoś tu porwał się z motyką na słońce chcąc nakręcić film o Monroe, już Streep miała dużo łatwiejsze zadanie w swojej oscarowej roli. Jednak pełną wartość tego filmu mogą poznać tylko ludzie znający biografię MM na wyrywki, może jacyś absolwenci filmoznawstwa z pracą doktorską na jej temat...