Po Irene Papas z "Greka Zorby" przyszła Monica Bellucci - a wokół nich ten sam świat, który nie potrafi odróżnić piękna od grzechu i - nawet za cenę własnego znikczemnienia - nie pozwoli żyć urodzie w cnocie.
W warstwie operatorskiej, sugestywny, a przecież niedosłowny, nastrój osaczenia i bezbronności głównych postaci filmu. W warstwie aktorskiej lęk przed samotnością, a nade wszystko promieniująca kobiecość i piękno ... wręcz krępujące. W warstwie scenariuszowej, opowieść dorastającego Renato: o zachwycie wobec kobiecości, unikalnej w otoczeniu mieszczańskiej pospolitości, o mieszczańskim egoizmie ...
Wreszcie, w warstwie formalnej, retrospekcja, ulubiona przez Tornatore, wygrywająca satysfakcję widza za pomocą naturalnego liryzmu ani na moment nie przechodzącego w ckliwość. Czasem posługuję się banałem- to ,,przez" takie filmy tak wielbię kino, i tym razem też się nie zawaham. Good night, and good luck, esforty.
9/10