PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=143515}

Maria Antonina

Marie Antoinette
2006
6,5 61 tys. ocen
6,5 10 1 61273
6,5 28 krytyków
Maria Antonina
powrót do forum filmu Maria Antonina

Sofia Coppola ma niezwykły talent do analizowania dziewczęcej psychiki. Możliwe, że film tak mi się spodobał, bo sama jestem w wieku Marii Antoniny (obejrzałam go w dniu swoich 18nastych urodzin :)) . Jestem nim tak oczarowana, że muszę odnieść się do głosów krytyki.

1. płytkość psychiki Marii Antoniny – absolutnie się z tym nie zgadzam; M. A. jest przedstawiona bardzo prawdziwie. Jest nastolatką, wyrwaną z rodzinnego domu, która musi się zmierzyć z obcymi ludźmi, obca kulturą, nawet z ceremoniałem panującym na francuskim dworze. Ma naturalny w jej wieku pociąg do zabawy i ciuchów, a jednocześnie na jej barki składa się ogromny ciężar – rolę królowej Francji, wielką politykę, przymus zajścia w ciążę. Czym ma się zajmować młoda kobieta, która jeszcze po części jest dzieckiem? Gdzie zwykle szuka odskoczni od rzeczywistości? Przecież nie będzie czytała modlitewnika, ani rozprawiała na temat wojny w Ameryce! Ona chce się bawić, chce kochać, chce szaleć. To wszystko jest w filmie Coppoli, genialnie zagrane przez Kirsten Dunst.

2. błahość jej problemów – o ile kwestia charakteru M.A. może być dyskutowana, to waga zadań, przed którymi ją postawiono, nie budzi wątpliwości. JEDYNYM zadaniem żony delfina było wydanie na świat potomstwa. W momencie, gdy nie jest brzemienna (ba! Jest wciąż dziewicą) jej pozycja automatycznie słabnie, może zostać nawet oddalona, gdyby król postanowił anulować małżeństwo następcy tronu z powodu braku potomstwa. M.A. doskonale zdaje sobie z tego sprawę, co więcej, wywierają na nią presję matka i ambasador, którzy „winę” za ten stan rzeczy przypisują jej. (W tym miejscu muszę pochwalić grę Ludwików, szczególnie XVI – obaj byli świetni.) Później pojawiają się nowe problemy – śmierć dziecka, paszkwile na jej temat, nadciągająca rewolucja. M. A. nie miała lekko.

3. błahość tematu jako takiego – nie rozumiem, dlaczego większość krytyków i widzów spodziewała się po filmie Coppoli co najmniej „Dantona” Wajdy lub czegoś w tym guście. Rewolucja i losy M. A. pojawiały się w kinie wielokrotnie, więc reżyser mogła sobie to spokojnie darować. Nikt nie skupiał się na M. A. jako niej samej. Zawsze „robiła” za przystawkę do króla albo symbol utracjuszowskiej arystokracji, która przywiodła Francję do upadku. Wydaje mi się, że większość krytykujących ten film nie zrozumiała zamysłu Sofii Coppoli – pokazać M. A. taką jaką była, gdy zamykały się bramy Wersalu. Pokazać JĄ, a nie rewolucję czy wielką politykę. To nie jest sam lukier i piękne kostiumy. Przez długi czas ma problemy małżeńskie, musi zręcznie poruszać się w sieci dworskich powiązań i intryg. M. A. cały czas kogoś traci – austriackie przyjaciółki, kochanka, matkę, dziecko, francuskich przyjaciół. Traci też miłość poddanych, ucieka z Wersalu gnana wrzaskami wściekłego tłumu.

4. muzyka – ścieżka dźwiękowa absolutnie mnie urzekła. Współczesne piosenki w ogóle nie kłócą się z epoką. Często zapomina się, że to co dla nas jest folklorem, było ówczesnym disco polo, a utwory, które dziś nazywamy muzyką klasyczną, kiedyś były aktualnymi przebojami. Wprowadzenie poprockowych brzmień ma wg mnie dwie funkcje: pokazanie M. A. jako zwyczajnej dziewczyny, która jest na topie i wychwytuje wszystkie nowinki (takie wrażenie robią na widzu współczesne mu piosenki, bo klasyka zawsze wprowadza atmosferę powagi i elegancji, o którą wcale tu nie chodzi) i porównanie jej z dzisiejszymi nastolatkami, po to, żeby wysnuć wniosek – podlotki i młode kobiety od wieków są takie same.

5. dekoracje – jak można filmowi o młodziutkiej i temperamentnej królowej Francji w dobie rokoka zarzucać, że jest zbyt widowiskowy i zbyt „luksusowy”!? Wersal był luksusowy! To był czysty wykwint w najbardziej bezczelnej postaci. Wszystko, co najdroższe i najpiękniejsze, lądowało tam – suknie, zwierzęta, peruki, młode damy i kawalerowie. Nurzano się w przepychu od czasów Ludwika XIV, więc dlaczego film miałby być ascetyczny? M. A. we włosiennicy?!

Moim zdaniem, w filmie Sofii Coppoli ukazana jest droga infantylnego podlotka do dojrzałej kobiety. Maria Antonina przeżywa swoje życie. Jest namiętna, żądna przygód, kochająca i cierpiąca. Zarzucanie filmowi, że jest pusty, bo główna bohaterka woli zajmować się sukniami, niż dyplomacją, jest głupie. Jak nie każda postać historyczna była Napoleonem, tak nie każdy dobry film musi być szary, od deski do deski smutny i z przejmującym morałem.

ocenił(a) film na 7
aaako

popieram









aaako

Nie wiem, czy komukolwiek chciało się przeczytać wszystko, ale...
Z punktem 1 i 4 kompletnie się nie zgadzam.
4) Muzyka oczywiście może się spodobać wielu młodym osobom, ale dla mnie była wyrwana z kontekstu. Nie dość, że nie pasowała do epoki to jeszcze nie pasowała do tematu... prędzej do jakiegoś głupiutkiego filmu o miłostkach nastolatków i koniecznie w naszych czasach... tragedia!
1) Źle robisz, że oceniasz mentalność kobiety z XVIII wieku ze swojego punktu widzenia. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo wszystko się zmieniło od tamtych czasów... Jakieś 150 lat przed Antonina ludzie nie bardzo rozróżniali dziecko od dorosłego. Dla nich dziecko było po prostu miniaturką. Fakt, w filmie Maria Antonina wzbudzała współczucie i sympatię. Tak ją ukazali, jako oderwaną od rodziny itp. ale w rzeczywistości wszystko wyglądało trochę inaczej. Z jednym się zgodzę. Królowa, która nie rodzi, nie ma pozycji.

aaako

Jak nie kochać Marii Antoniny...chciałbym żyć w XVIII wieku (oczywiście w świecie arystokratycznego przepychu, a nie wśród miejskiego plebsu).