Pomimo swoich ponad 30 lat uwielbiam kreskówki/animacje. Jest wiele takich, do
których wracam. Do tej pory chyba o żadnej, którą oglądałem nie mogłem powiedzieć, że
mi się nie podobała.
O tej mogę.
Nie przemawiają do mnie argumenty, że jest ładnie zrobiona. Wolę Rodzinkę
Robinsonów, która była oskarżana, o niedociągnięcia w animacji, ale w której coś się
działo. Tu nie dzieje się nic.
Pierwsza połowa jest nudna. Młoda dziewczyna, niezależna, lubiąca "niekobiece"
łucznictwo. Rodzice chcą ją wyswatać, zgłasza się 3 niewydarzonych kandydatów.
Wszystko to jest widoczne w zwiastunie, w filmie trwa to kilkadziesiąt minut. Cały czas
liczyłem, że akcja się rozwinie.
Żeby nie spojlerować: spotkała kogo spotkała, poprosiła o pomoc, dostała ciastko.
Pomyślałem, że coś się w końcu zacznie dziać. Ale po tym jak ciastko zadziałało jak
zadziałało, można było od razu domyśleć się jak się skończy: że będzie ucieczka
(wiadomo dlaczego), że młoda zrozumie, że mama zrozumie, że się w ostatniej chwili
wszystko naprawi. Że będą żyli długo i szczęśliwie. Żadnych zwrotów akcji, żadnego
zaskoczenia, nawet morału za bardzo nie ma.
Można z nudów obejrzeć jak się kupi z Panią Domu za 4,99. Ale nie, żeby wydawać 25 zł
za bilet.
A mnie się ta animacja bardzo podobała. Rzeczywiście nie była zbyt zaskakująca, a zwroty akcji były do przewidzenia (Choć wydaje mi się, że głównym tego powodem był źle skonstruowany trailer, który po prostu pokazywał zbyt wiele. Kampania reklamowa powinna zostać poprowadzona bardziej w stylu "Zaplątanych", gdzie pokazywane były sceny, których we właściwym filmie po prostu nie było. Dzięki temu do końca nie było wiadomo, o czym dokładnie będzie film). Mimo wszystko oglądałam "Meridę" z zainteresowaniem.
Podobało mi się, że tym razem fabuła w filmie o księżniczce była pociągnięta w inną stronę. Nie mieliśmy przystojnego księcia, miłości po grobową deskę czy też głównego złego charakteru, a sama księżniczka urodą odbiegała od kanonu "księżniczkowego" piękna.
Wydaje mi się, że wbrew obiegowej opinii, w tej bajce nie była najważniejsza niezależność i feminizm głównej bohaterki, a jej relacje z matką. To historia o dorastaniu i podejmowaniu trudnych decyzji, o tym że nie zawsze można zachowywać się jak dziecko, że trzeba też myśleć o innych. To także historia o miłości pomiędzy rodzicami a dzieckiem oraz brakiem porozumienia. Nie da się ukryć, że zarówno Merida jak i Elinor bardzo się kochały, a mimo to nie umiały się dogadać, nie potrafiły się wzajemnie wysłuchać. Ta bajka to przede wszystkim morał!
Ostatnio filmy animowane to przede wszystkim komedie i mam wrażenie, że ludzie tak do tego przywykli, że w momencie, gdy jakaś bajka nie jest zabawna to od razu jest uważana za złą. Dla mnie "Merida Waleczna" to taka animacja obyczajowa :)
" To historia o dorastaniu i podejmowaniu trudnych decyzji, o tym że nie zawsze można zachowywać się jak dziecko, że trzeba też myśleć o innych."-ale zauważ, że [SPOILER] na końcu to matka się zmieniła, więc Merida osiągnęła cel. Dlatego nie wiem czy ten film na jakiekolwiek przesłanie.(co mnie osobiście nie przeszkadza.)
Mnie się wydaje, że obie się zmieniły. Matka zrozumiała, że nie może siłą zmuszać do niczego swojej córki i powinna wysłuchać jej uwag, natomiast Merida zrozumiała, że nie może być samolubna i że jej matka ma wiele racji. [SPOILER] W końcu w pewnym momencie Merida była skłonna dla dobra królestwa zgodzić się na ślub. To matka ją od tego odwiodła. Według mnie przesłaniem tego filmu jest przede wszystkim konieczność rozmawiania rodziców z dziećmi. Zarówno rodzic jak i dziecko muszą pojąć, że każde z nich ma swoje zdanie i próbować dążyć do porozumienia, a nie siłą narzucać drugiemu swój sposób postrzegania świata. No i oczywiście jest też motyw wychodzenia za mąż z miłości, a nie z obowiązku, czy aby uszczęśliwić rodziców (może się to wydawać dziwne w dzisiejszych czasach, ale niektórzy rodzice nadal uważają, że mają prawo decydować z kim resztę życia spędzi ich ukochany synek czy córeczka).
Wydaje mi się, że ten film to przede wszystkim powinien być skierowany do rodziców i dorastających nastolatków, żeby rodzice zrozumieli, że nakazami i zakazami typu "tak, bo tak" i "nie, bo nie" niczego nie wskórają, a dzieci, żeby pojęły, że nie one są najważniejsze na świecie ;)
Wiesz co, jak mi tak wszystko ładnie rozpisałeś to wreszcie zrozumiałam. :P W takim razie moja kochana mamusia też powinna obejrzeć ten film, może by się czegoś nauczyła. :)
Całkowicie się z Tobą zgodzę Początek to jeszcze ujdzie(zaśmiałam się kilka razy), ale po zjedzeniu ciasteczka przez matkę miałam ochotę wyjść z kina. W fabule jest wiele niedociągnięć, niewykorzystane wątki. Jak widać-twórcy poszli na łatwiznę. I tak wiedzieli, że się wszystkim spodoba, gdyż to jest Pixar. :)
Mam identyczne odczucia. Animacja była nużąca. Motyw nastolatki, która ma dość słuchania matki i chce coś zmienić w swoim życiu jest strasznie oklepany. Fajnych tekstów nie zapamiętałam. Postacie nijakie, żadna nie wzbudziła u mnie sympatii, nawet trio chłopców, mimo że ich zadanie polegało na rozśmieszaniu widzów. Uważam, że najlepszą scenkę pokazali w spoilerze. Daję bajce 5/10, głównie za wykonanie i włosy głównej bohaterki.
Nużąca, gdzie? Mnie strasznie wciągneła. Ciekawie rozpisana. Oklepany motyw? Jakoś nie przypominam sobie filmu o relacjach matka-córka.Przesadzacie ludzie. Conajmniej 7 trzeba dać.
Taki był mój odbiór po prostu. Bardzo lubię współczesne bajki i animacje i większość przykuwa moją uwagę, tu tak nie było.
Relacja rodzic- zbuntowane dziecko? Co druga bajka, kilka tytułów na szybkiego: Zaplątani, Król lew 2, Pocahontas, Madagaskar2, Been Movie, Epoka lodowcowa 4, Beetlejuice, Lilo i Steach, Hoop, Mała syrenka, Gnomeo i Julia, Matki w mackach Marsa, Zakochany kundel 2, Gdzie jest Nemo.
Niemniej sama animacja była śliczna, zwłaszcza sceny z ognimami i jazdą na koniu.
Pewnie zależy od człowieka. Ja w tym filmie czułem świeżość. O to mi chodziło, po prostu taki film chciałem zobaczyć.
Ale zauważ, że w znacznej większości tych bajek jest to mniej lub bardziej rozwinięty wątek filmu, a tu ta relacja to główny motyw filmu. W przeciwieństwie do tego "co drugiego filmu" to tu relacja między rodzicem i dzieckiem, nie jest popsuta ze względu na miłość, ale ze względu na to że jest to naturalny konflikt pokoleń.