podpisujcie, może będzie to pierwszy klocek domina:
http://www.change.org/petitions/polskie-kina-i-dystrybutor-meridy-chcemy-meridy- walecznej-z-napisami-bez-polskiego-dubbingu#
Czyżbyś uważała za niemożliwe opanowanie języka obcego w sposób biegły? o_o Zapewniam, że ludzie którzym udał się ten wyczyn istnieją i nie jest ich wcale tak mało, bez względu na język ojczysty.
Ja również, jak kilku innych wypowiadających się użytkowników, wolałabym obejrzeć film w takiej formie, w jakiej wyszedł spod ręki producentów. Film animowany można jeszcze przełknąć w wiekszości przypadków jeśli do obsady nie zapraszają celebrytów, więc na Meridę pewnie się wybiorę, ale w filmach aktorskich dubbing jest dla mnie nie do przyjęcia. Nawet jeśli nie operuję językiem, którym posługują się aktorzy.
A gdzie to, co napisałam przeczy możliwości biegłego nauczenia się jakiegoś języka, ba, nawet i paru
z nich???... o_o... :-D... Chodziło mi o ODBIÓR przez mózg języka ojczystego i języków nauczonych, nawet i biegle nauczonych;-). A wierz mi, różni się. Więc jeśli ktoś uważa, że jak sobie na film z napisami pójdzie, to będzie go dokładnie tak samo słyszał jak Anglicy czy Amerykanie, to jest w błędzie Też nie zawsze lubię słyszeć polskie głosy w 'obrazach' aktorskich, ale 'Merida' to przecież film animowany... Ja po prostu tego nie pojmuję, zawsze gdy tylko padnie słowo 'dubbing', to zawsze fala narzekań, choćby nawet jeszcze nikt go nie słyszał. Nie jestem jakąś fanatyczką tej formy opracowywyania filmów, ale taka alergia, jaką na nią prezentują Polacy, dla mnie jest dużo przesadzoną reakcją...
"ODBIÓR przez mózg"
To są zagadnienia czysto neurolingwistyczne i ma to nikłe znaczenie na praktykę dla przeciętnego widza.
Osoba, która nie zna języka, a jedynie chce z róznych przyczyn obejrzeć oryginalną wersję językową - i tak nie "zrozumie" całości ścieżki dźwiękowej. Osoba, która zna język i jest zanurzona w kulturę, tu dajmy na to anglosaską, zrozumie przekaz (w zalezności od stopnia immersji). Natomiast rozważania czy "ucho" statystycznego Kowalskiego rozróżni obce mu fonemy [a film dostanie taki sam jak wspomnieni Amerykanie i Anglicy niezależnie od tego, co mu mózg odkoduje] wydają mi się tu bezzasadne i nie stanowią argumentu ani za, ani przeciw dubbingowi. ;]
Narzekań na dubbing jest zwykle tak dużo, bo wiele osób sparzyło się na dubbingowanych filmach. Nadal mam traumę po kilku pierwszych Potterach, kiedy jeszcze nie było wyboru wersji językowej, a szczególnie po "Komnacie Tajemnic", gdzie nawet niepoprawnie wymawiano nazwisko jednego z bohaterów - i nie mówię tu o spolszczaniu wymowy.
Bezzasadne?;-) - No to weź i puść Australijczykowi film z Olafem Lubaszenką i Czarkiem Pazurą. Czy on głosy tych panów 'usłyszy' dokladnie tak samo, jak Ty czy ja? - Nie, i nie tylko o rozróżnianie fonemów mi chodzilo. Dlaczego jak się ogląda jakieś "kino kopane' z Hongkongu czy dokument z dżungli amazońskiej, to ma się wrażenie, iż wszyscy ci Azjaci i Indianie mają prawie identyczne głosy???? - Bo jednak inne niż swój języki odbieramy inaczej. Biegłe nauczenie się kantońskiego czy indiańskiego dialektu znacznie zmiejszy tę różnicę, ale jednak nie wyeliminuje jej całkowicie. W filmie aktorskim dubbing się często nie sprawdza, bo widok np. amerykańskiego prezydenta mówiącego płomienne przemówienie idealną polszczyzną jest nienaturalnym zgrzytem. Tu zdecydowanie wolę 'podpisiki'. Ale już chodzenie na kreskówkę z napisami nie jest dla mnie obcowaniem z oryginalem, ale prawie obcowaniem z oryginalem. A 'prawie', jak wiadomo, robi
różnicę... :-D... Ale jak kto chce... :-)...
Oczywiście, że teoretyzowanie nt. procesów kognitywnych jest bezzsadne jako argument za dubbingiem w kinie. Australijczyk dostanie pełnowartościowy tekst źródłowy, oryginał, nie można powiedzieć, że zamiast jakości pliku muzycznego FLAC dostanie porozciaganą kasetę magnetofonową. Możnaby debatować nt. ile zrozumie i czy z tego powodu nie powinien po prostu wybrać dubbingu, ale przecież nie dyskutujemy na tym polu. Dywagowanie co się dzieje w jego mózgu nie ma tutaj sensu. A "odbierać inaczej" nie znaczy odbierać gorzej czy mniej, po prostu inaczej i chyba tu jest pies pogrzebany. Kierując się przeciwnym tokiem myślenia za naukę języków obcych powinni się zabierać tylko przyszli tumacze, bo tylko w naszym ojczystym języku dostaniemy "pełnowartościowy" produkt, tylko w naszym języku nasz mózg dostanie pełnowartościowy produkt.
"W filmie aktorskim dubbing się często nie sprawdza, bo widok np. amerykańskiego prezydenta mówiącego płomienne przemówienie idealną polszczyzną jest nienaturalnym zgrzytem."
No, tu jeszcze jest ważna inna kwestia. Aktor podkładający głos pod tego teoretycznego amerykańskiego prezydenta mówi idealną polszczyzną, ale postać/bohater filmu już nie - postać umownie mówi idealną angielszczyzną, jeśli dubbing jest dobrze zrobiony [podobna sytuacja zachodzi w wielu filmach - np. niedawna "Dziewczyna z tatuażem" Finchera. Anglojęzyczni aktorzy grają Szwedów. Mówią po angielsku, ale grane przez nich postaci umownie posługują się szwedzkim]. Zgrzyt jest dopiero wtedy jeśli przekład przemyca do przemówienia wspomnianego amerykańskiego prezydenta elementy właściwe tylko dla naszego obszaru kulturowego, jakieś regionalizmy, itp. Sam fakt Amerykanina posługujacego się poprawną polszczyzną nie powinien być zgrzytem w dobrym dubbingu. Zdarzyło mi się obejrzeć "Sherlocka Holmesa" z francuskim dubbingiem i nawet przy postaci tak na wskroś angielskiej nie odczuwałam dyskomfortu słuchając go dedukującego po francusku, a dodam jeszcze, że Robert Downey Jr. to jeden z moich ulubionych aktorów i uwielbiam nie tylko oglądać, ale i słuchać jego gry aktorskiej.
To nigdy nie miał być argument za dubbingiem, to miał być argument przeciwko zbytniemu krytykowaniu, lub nawet odrzucaniu z góry polskich wersji językowych, bo na pewno będą beznadziejne i złe, a ja to jestem 'elita', zaszczycę kino tylko wtedy, jeśli mi napisy dadzą, bo ja przecież 'obcować z oryginałem' chcę. Nie mówię tu akurat o Tobie, ale weź sobie poczytaj jakąkolwiek dyskusję o dubbingowanym filmie. Zawsze to samo, aż się słabo człowiekowi robi. Przy aktorskich 'obrazach' jeszcze mogę to zrozumieć, ale, kurcze blade, przy animacjii??? - Co do porównań muzycznych. Dla mnie ja i Ty oglądający film z Lubaszenką dostaniemy plik FLAC. Australijczyk dostanie może nie kasetę magnetofonową, ale plik z tą samą muzyką, gdzie ktoś np. poucinał basy a wzmocnił tony wysokie. Niby to samo, a jednak... :-)...
Skoro 'inaczej' nie znaczy 'gorzej', to nieważne czy dubbing czy napisy i po co w ogóle ta cala heca????;-D.
Języków się człowiek nie uczy dla 'czystości przekazu', tylko po to, żeby w ogóle zrozumieć, co do Ciebie gadają. Tu chodzi o zwykłe życie, 'odbiór artystyczny' języka w kinie to co iinego, a o tym drugim przypadku przecież rozmawiamy.
Co do anglojęzycznych aktorów umownie mówiących po szwedzku, to Amerykanie mają po prostu 'megalomaniackie' podejście do własnego języka. Nawet kosmici z innych galaktyk zawsze perfekcyjnie znają mowę Shakespeara. Mogliby mówić wolniej, szybciej, mylić się, dukać, seplenić, żeby jakoś podkreślić różnicę, ale nie. W całym wszechświecie są świetne szkoły językowe, gdzie angielski jest 'numero uno' i wszyscy go muszą znać. Albo nasze podwórko i mówiący po polsku Niemcy w 'Czasie Honoru'. Jak dla mnie więc, zgrzyt jest nie tylko wtedy, gdy wtrącimy regionalizm czy coś z naszego kręgu kulturowego. Czasem wręcz trzeba dać coś z polskiego podwórka, żeby np. żart był zrozumiały. Poszukaj w sieci wywiadów
z Bartkiem Wierzbiętą, on tam to dość dokładnie wyjaśnia.
Co do francuskich dubbingów, to oglądałam kiedyś 'Allo Allo' w tej wersji i w filmach aktorskich faktycznie są nieźli, ale trudno, żeby byli kiepscy z tyloma dziesiątkami lat praktyki. Prawdziwy Francuz, w przeciwieństwie do Polaka;-D, w życiu nie splami się pójściem na film z napisami. My dopiero przygodę z dubbingiem 'obrazów' aktorskich zaczynamy. Za to w animacjach to Polacy są lepsi.
We must agree to disagree then. ;] Ponieważ wg mnie widz dostaje zawsze pełnowartościowy oryginał, dokładnie ten sam "plik muzyczny", obcuje z tym oryginałem bez względu na to, czy ma wszystkie "narzędzia", by ten przekaz odcyfrować w 100%. Do galerii możemy się wybrać i obcować ze sztuką nawet ze szczątkową wiedzą nt. malarstwa, mimo że informacje np. o epoce i okolicznościach powstania dzieła mogłyby nam znacząco pomóc w jego interpretacji. Poza tym nawet do native speakera przekaz niekoniecznie musi dotrzeć w 100% z powodu wielu różnych czynników indywidualnych.
Możnaby polemizować, że akurat "czystość przekazu" jest bardzo istotna w zwykłym porozumiewaniu się, gdyż proces komunikacji jest w gruncie rzeczy dosyć skomplikowany i najeżony przeszkodami. ;]
Co do megalomanii Amerykanów, owszem istnieje. Wszechobecny angielski to po części owa megalomania, błędy realizacyjne i logiczne (np. "Planeta małp"), ale również bardzo normalne zjawisko. Czy Fincher, Craig i Mara mieli się nauczyć szwedzkiego na potrzeby filmu, czy może adaptacje utworów literackich powinniśmy zostawić tylko twórcom pochodzącym z krajów, w których owe utwory powstały? To już byłby absurd. Nie mielibyśmy prawa wystawić Shakespeara'a po polsku, ba, nawet sam Shakespeare nie powinien był napisać dajmy na to "Romea i Julii" inny językiem niż włoski. "Czasu honoru" nie oglądałam, więc trudno mi się wypowiadać, ale np. już w nowym Hansie Klossie poszli na łatwiznę pod tym względem. Chodź tu można bronić twórców, że film jest zgodny z konwencją kultowego serialu.
Akurat mam mieszane uczucia co do tłumaczeń Bartka Wierzbięty. Dubbing "Shreka" był świetny, ale w którymś z sequeli mocno moim zdaniem się przejechał z ichnimi żartami, wpychając politykę i najwyraźniej swoje osobiste przekoniania tam, gdzie ich być nie powinno. Bynajmniej nie jestem wielbicielką teorii, że tłumacz powinien być niewidzialny, ale są granice, których nie powinien przekraczać.
'We must agree to disagree then'... :-D...
Australijczyk oglądający film z Lubaszenką będzie 'obcował z oryginałem', owszem, tylko co z tego, skoro go odbierrze tylko np. w 95% tak, jak ścieżka dźwiękowa tego filmu powinna zostać odebrana??? - Jeśli więc akurat nie ma możliwości obejrzenia filmu z napisami, tylko z dubbingiem, to jest o co tak naprawdę kruszyć kopie w przypadku kina animowanego???? - Wyjdzie DVD/BlueRay, będzie można oglądąć w oryginale po 100 razy dziennie. Ludzie by mogli 'wrzucić na luz' trochę w tej kwestii:-).
To, co napisałaś o galeriach, moim, oczywiście,, zdaniem, sprawdza się tylko w przypadku sztuki dawnej. Bo dzięki wiedzy z książek, ze szkoły, wiemy, że tu 'Zwiastowanie', tu 'Orfeusz i Eurydyka'... itp... itd... W przypadku sztuki współczesnej siedzi 'kobita' w Zachęcie i obiera kartofle.Tu nie ma żadnego 'mimo'. Bez całego kontekstu typu życiorys autora i okoliczności powstania dzieła, za Chiny Ludowe go nie zinterpretujesz, albo będzie to interpretacja całkowicie chybiona. Ale to tylko tak trochę off topic;-).
Oczywiście, że i do native speakera przekaz może nie dotrzeć w 100%, bo na przykład uszu nie umył;-), ale mi chodziło o generalną zasadę, nie o szczególne przypadki typu Australijczyk z niedomytymi narządami słuchu;-), czy Polak z dwujęzycznej rodziny.
Co do 'czystości przekazu' w codziennym życiu, to najważniejsze jest to, żeby ktoś kupił chleb wracając z pracy. Czy to podamy mu, wracając do naszej 'muzycznej analogii', w pliku FLAC, czy w takim, gdzie ktoś poucinał basy i 'wyciągnął' tony wysokie, jest mniej istotne. W sztuce 'czystość przekazu' jest ważna.
Craig i Naomi nie muszą uczyć się szwedzkiego, ale może mogliby przynajmniej mówić ze szwedzkim akcentem, żeby chociaż trochę było bliżej rzeczywistości??? Shakespeare piszący 'Romea i Julię' po włosku to absurd, fakt, ale z drugiej strony siłą filmów Mela Gibsona jest właśnie kurczowe trzymanie się realizmu językowego. Nie zawsze ten realizm jest bardzo istotny, czasem daje się go jakoś tam obejść, ale jeszcze częściej jest zgrzyt. Wtedy zaciskam zęby i mówię sobie, że inaczej się nie da, bo nie wynaleziono jeszcze idealnej metody tlumaczenia i aktorzy, choć grają Szwedów, muszą gadać po angielsku, bo inaczej Amerykanie by nic nie zrozumieli, a to przecież głównie dla nich jest ten film.
Co do Bartka Wierzbięty, fakt, nie zawsze mu wychodzi, czasem przesadza. Pamiętam jak w 'Rybkach z Ferajny' jedna z bohaterek głosem Monki Olejnik krzyczała coś o Belce. To był kiks, co nie zmienia faktu, że wyznawana przez niego zasada jest jak najbardziej słuszna.
Wątpię żeby osoby obchodziło jak ładnie i gładko ich mózg przyswaja język rodzimy. Jeśli ktoś zna język obcy w miarę biegle oglądanie filmu czy czytanie książki w polskiej wersji wciąż jest przyswajaniem materiału który już przeszedł przez czyjąś interpretację i jest zawsze w jakimś stopniu zniekształcony. Chcę poznać oryginalne dialogi, i to że dotrą do mnie trochę później niż do native speakera aż tak mi nie przeszkadza. (Już odbiegam w tej chwili od przypadku Meridy gdzie dochodzi jeszcze cały kontekst szkockiego akcentu budującego wyjątkowy klimat).
No dobrze, ale zastanów się, ilu jest takich zapaleńców? Zauważ, że wyprodukowanie takiej wersji to też koszta i to niemałe. Pamiętam, jak byłem na Pocahontas z napisami: zupełnie sam na sali. Wcale nie dziwię się dystrybutorowi, że dla 5-10% osób, które potrafiłyby docenić takie wersje, nie chce mu się wykonywać podwójnej roboty. Na szczęście, mamy internet.
Jeśli ustawi się odpowiednie proporcje to powinno być to zyskowne. Pamiętam przy Alicji w Krainie Czarów, seans z napisami był jeden po 22 i organizowany tylko przez pierwsze tygodnie, ale na brak zainteresowania nie narzekał. Podobne rozwiązanie można by wprowadzić przy uparcie dubbingowanych animacjach (a nawet pamiętam że Persepolis było wyłącznie z napisami. Da się? Da się.). Są fani animacji wśród dorosłych, dobrze by było gdyby dystrybutorzy to zauważyli. Co do kwestii finansowej, ciężko mi uwierzyć że wyprodukowanie napisów to aż taki wydatek w porównaniu z wynajęciem aktorów do dubbingu, ale cóż, kosztów nie znam.
I naprawdę cudownie że mamy internet, ale nie sugerujesz w ten sposób kradzieży? Mimo wszystko miło by było czasem wesprzeć finansowo twórcę. No i rozmiar ekranu w kinie większy.
'Persepolis' jest animacją dla dorosłych, więc nic dziwnego, że napisy dali. 'Merida' to film familijny. Opłacenie tłumacza, dodatkowe kopie filmu, wtłoczenie tych napisów do tych kopii, strata sali kinowej dla innych tytułów. To wszystko są koszta.
Rozumiem że to dodatkowe nakłady pracy i kosztów, ale to wciąż mniejsze koszty w porównaniu z wykonaniem dubbingu. Alicja to też film familijny, a była w dwóch wersjach, proporcje seansów były takie jakie opłacały się kinom i tak było najlepiej.
'Alicja' jest filmem familijnym dla rodzin z takimi już nieco starszymi dziećmi;-). Być może właśnie za mało zarobili na tych napisowych kopiach, że teraz przy 'Meridzie' się zbiesili. Zresztą lepszym adresem dla proszenia o kopie z napisami są: The Walt Disney Company i np. The Dreamworks Company, nie kiniarze, bo oni myślą tylko, żeby kino/sieć kin nie straciła. Tylko studio może ich zmusić do puszczania mniej rentownych kopii...
NIestety, nie ma co liczyć na wersję z napisami.
Cytując za Multikinem: "Informujemy, że jedyną dostępną na polskim rynku wersją filmu Merida Waleczna jest wersja z polskim dubbingiem i tylko taka wersja pojawi się w naszych kinach. Dystrybutor filmu nie udostępnia wersji z napisami."
Szkoda pieniędzy na film odarty z atmosfery, poczekam na DVD.
To miałoby sens, gdyby taka wersja występowała w proporcji 1:5 w stosunku do wersji dubbingowanej. Z prostego względu: to film nie tylko dla Ciebie, ale też dla 5, 7, 10 i 12-latków. A tacy zwyczajnie za napisami nie nadążają (jeśli w ogóle potrafią płynnie czytać). Poza tym wiele filmów animowanych ma znakomite dubbingi, znacznie lepsze od oryginału. Wystarczy przypomnieć Shreka (gdzie Stuhr jest znacznie zabawniejszy od Murpy'ego), Iniemamocnych czy Madagaskar. Wiem, bo często oglądam w obu wersjach. Ja osobiście pójdę specjalnie do kina na wersję zdubbingowaną, oryginalną mogę sobie ściągnąć.
chyba niedoceniasz 10-cio i więcej latków - ja osobiście pierwszy film z napisami widziałem w tym wieku. Poza tym, to żadna wymówka, w takiej np. Szwecji, w ogóle nie dubbinguje się filmów, a dzieci rzuca na głęboką wodę - efekt jest taki, że te szybko uczą się dobrze czytać.
Nieprawda. Gdy pracowałem w Szwecji sam widziałem Kopciuszka w wersji dubbingowanej. Poza tym mam córkę i doskonale wiem, że jeszcze w 12-ym roku życia nie za wszystkimi napisami nadążała i musiałem jej co chwila dopowiadać. Tak samo dzieci moich znajomych. A czy film ma być męką? Dzieciaki mają się koncentrować na wysiłku czytania napisów, zamiast oglądać film? I jak wspomniałem, np. dubbingi Wierzbięty bywają lepsze niż oryginalna ścieżka.
Petycja w słusznej sprawie to podpisałem, ale to się niestety nigdy nie uda. Polscy dystrybutorzy mają w dupie widza. Lubię Pixara i chciałem obejrzeć ten film, ale dubbing mnie odpycha. Bez różnicy czy film jest z aktorami czy jest to animacja, dubbing ZAWSZE niszczy filmy. Nie rozumiem co jest trudnego w daniu do kin obu wersji, jak ktoś nie umie czytać to niech idzie na dubbing, a normalnym widzą niech pozwolą delektować się oryginalną wizją twórców.
Wiesz, nie chcę nic mówić, ale ten film przeznaczony jest dla dzieci a im, że tak powiem, wisi czy będzie szkocki akcent (którego osobiście nie trawię) czy nie będzie. Ma być humor, kolorowo i zrozumiale. Z punktu widzenia dystrybutora wypuszczanie wersji z napisami dla małego grona ludzi chcących usłyszeć to w oryginale jest nieopłacalne. Jak ktoś chce wersje oryginalną to niech poczeka na DVD.
akurat filmy Pixara są przeznaczone dla wszystkich i wielu dorosłych je ogląda. Jak im się opłacało dawać spider mana w 4 wersjach, to ten jeden nie zbrukany przez dubbing seans Meridy też by gdzieś zmieścili.
Bo Spider-man to znana marka i wiadomo było że na dubbing pójdą dzieci a na napisy dorośli fani. A nikt nie zagwarantuje dystrybutorowi że mu się zwróci koszt zakupu wersji oryginalnej i przygotowanie napisów. A nie zaryzykują powtórki np. z TinTina gdzie sale z napisami często świeciły pustkami (sam byłem na senasie 4 dni po premierze, gdzie byłem tylko ja i mój brat na filmie).
Wy macie swoje zdanie, dystrybutor ma swoje dane odnośnie frekwencji i nie interesuje go zdanie kilku ludzi na forum. A to że macie problem z zebraniem nawet 100 głosów za napisami tylko może dystrybutora uświadczyć w przekonaniu że się nie opłaca.
Mimo protestów kilku lub kilkunastu tysięcy widzów że chcą mieć wybór pomiędzy 2D a 3D nadal są filmy bez wyboru, a wy chcecie grupką 100 osób przekonać do napisów ? Dystrybutor chce zysku i raczej się nie obawia że kilkunastu widzów nie pójdzie na film bo nie ma napisów, skoro nie przerazili się "bojoktu" filmów bez wyboru między 2D a 3D.
heh, wiem że ta petycja gówno da i że dystrybutor ma nas w poważaniu :) Tak sobie tylko wylewam żale
Pewnie, że nic nie da, bo jakby dali 'Meridę 3D' z napisami, to znowu wielbiciele 2D by narzekali, że wyboru nie mają.
W efekcie jeden film musiałby zająć połowę sal w multipleksie. A każdy zdrowy na umyśle czlonek zarządu takiego np. Multikina czy CinemyCity prędzej umrze, niż się na coś takiego zgodzi. Możnaby zrobić specjalizację kin, że np. jedno kino
w większym mieście gra tylko 'napisy', ale z kolei który manager tego typu placówki się na to zgodzi, skoro więcej zarabia się na dubbingu, bo rodziny z dziećmi...
I tak nie ma na co narzekać na dubbing w naszym kraju. U nas dubbinguje się jedynie filmy animowane lub familijne. Na zachodzie to wszystko jak leci, seriale, filmy, w kinie też dubbing. Nie wiem jak to wygląda w kwestii wyboru wersji w kinie, z tego co znajomi mi mówili to raczej wyboru nie mają, a jak mają to i tak wolą, o zgrozo, dubbing. Niepojęte. U nas chyba tylko w dużych miastach, w sieciach typu Multikino jest taka możliwość, a i to nie zawsze. Ubolewam nad tym bardzo, ale zdaję sobie sprawę,że dla kina się to po prostu nie opłaca, zbyt mało Polaków kina odwiedza. Wiadomo dlaczego.
W jakim kraju ponoć nie ma wyboru, że tak z ciekawości podpytam?
Ja moge tylko powiedzieć, że w Belgii jest wybór. Chociaż nawet jak obejrzałam "Sherlocka Holmesa" i ubóstwianego przeze mnie Roberta Downeya Jra z francuskojęzycznym dubbingiem, to wcale mi to nie przeszkadzało. Był po prostu dobrze zrobiony. W Polsce nigdy nie zaryzykowałabym takiego eksperymentu
Francja chociażby. Francuzi zresztą są zakochani w swoich dubbingach. Zaznaczyłam, że nie wiem do końca jak sprawa wygląda w kinie, podejrzewam, że mają do wyboru dwie wersje ( choć Francuzi których znam wybierają tylko dubbingi ), w telewizji natomiast nie.
Podpisałem, bo nie chcę by ktoś zrezygnował z seansu tylko z nienawiści do dubbingów. Słyszałem od znajomego, że firmy dystrybuujące przed wypuszczeniem filmu do Polski najpierw zbierają komplet zamowień z kin. Jest też tam pytanie o dubbing. Okazuje się, że większość kin wcale nie zamawia wersji oryginalnych bajek i filmow familijnych.
Z drugiej strony w Stanach nie masz szans na sukces kasowy, gdy trzeba czytać. Stąd tyle remaków filmów zagranicznych.
w zasadzie, to tylko półprawda - jeśli liczysz na 100 milionów, to pewnie tak, ale ogółem, to pojawia się tam każdy dobry zagraniczny film, tylko niekoniecznie w największych sieciach, choć i w tych też. Pamiętam, że jak byłem w NYC, to odpowiednik naszego Cinema City puszczał jakiś francuski film, ambitnie sfilmowany, z przeplatającymi się elementami animacji, o którym u nas nikt nawet nie słyszał.
Niestety, są kina dla koneserow (obśmiewane choćby w filmach Allena). Ale żaden, najlepszy nawet zagraniczny nie przebił ponoć sufitu 30 milionów. Trudno to uznać za sukces.
Nie wiem, nie byłem i nie zamierzam - przeczytaj petycję - nie chodzi o jakośćdubbingu, lecz o to, że w ogóle jest, szczególnie,na seansach o 21, czy 22, co jest uszczęśliwianiem widza na siłę.
A ja i pełno moich znajomych w ogóle nie chodzimy do kina, dlatego, ze są napisy, które poprostu są okropne i strasznie przeszkadzają w oglądaniu filmu(Gdyby może bilet do kina kosztował 10 zł to jeszcze by sie to zniosło, ale te ceny, które żadają to koszmar i jeszcze męczyć się na seansie z tymi napisami, które strasznie rozpraszają uwagę, bo zamiast w pełni się cieszyć tym co się dzieje na ekranie to trzeba co chwila zerkać na dół) . I jakoś nikt nie pisze żadnych petycji, żeby wszystkie filmy dubbingować więc nie przesadzaj i ciesz się, że filmy nie będące bajkami zawsze masz z napisami.
Jeśli wg ciebie, jeśli coś się nie podoba, to należy siedzieć cicho, to gratuluję ci postawy życiowej.
Niestety miałam okazję oglądać Brave w wersji oryginalnej i jak poszłam do kina to polski dubbing mnie przytłoczył. Cała magia filmu nagle prysła.