Często czytam o tym filmie, że jest wybitny. Owszem, to całkiem niezły i wyciszony obraz, ale nic przełomowego. Aktorzy zagrali bardzo dobrze: Bill Murray jak zawsze, a Scarlett Johansson jakoś pasowała do tego filmu i wypadła tu dużo bardziej naturalnie niż w swoich późniejszych rolach. Najbardziej interesujący był dla mnie obraz społeczno-kulturowy Japonii i próby odnalezienia się w tak odmiennej scenerii kogoś obcego. Bo jeśli chodzi o historię między dwojgiem ludzi, to nie jest ona nadzwyczajna, ani zbyt głęboka. Oboje byli zagubieni i znaleźli się w tym samym miejscu. Spędzili ze sobą sporo czasu, ale tego głębokiego porozumienia raczej nie zauważyłam. Ot, czasami kogoś spotkamy, dobrze spędzamy z nim czas, ale więź nie jest na tyle silna, żeby uważać to za znaczące wydarzenie.