Ktoś, kto stwierdził że z orginału przetrwały jedynie imiona głównych bohaterów i miejsce akcji trafił w sedno.
Powiem tak- Mann jest znakomitym reżyserem, więc w tej kwestii moim zdaniem trudno się do "Miami Vice" przyczepić. Podobał mi się "surowy" klimat, zimne zdjęcia, niepokojące, niemal odpychające ujęcia miasta widzianego nocą.
Ale nawet najlepszy reżyser nie wiele zdziała, kiedy scenariusz, jakby to delikatnie ująć, nie grzeszy ani orginalnością, ani inwencją. Kartele narkotykowe z enigmatycznym "bosem" na czele, rasiści, porwania ukochanych, ckliwe pożegniania na tle wschodzącego słońca- wszystko to już było i to przemielone na lewą stronę. Chwilami zastanawiałam się, czy była jakaś klisza której scenarzysta zdecydował się litościwie nam oszczędzić.
Najbardziej smutne było to, co zrobili z parą głównych bohaterów- w serialu byli przyjaciółmi, w filmie- za wyjątkiem jednego "I will never doubt you" tak tak pamiętam- zdają się być kompletnie obcymi sobie ludźmi, których nie łączy nic poza tym że lubią efektowne graffiti z mózgów "bad guyów" rozbryzganych na ścianach. W serialu byli sympatyczi, w filmie to dwóch ponurych zabijaków o zaciętych gębach.
Nie czepiałabym się aktorów- co mieli zrobić, zwłaszcza biedny Foxx jako że scenarzysta nie zdecydował się obdarzyć Tubbsa jakąkolwiek osobowością- z takim materiałem?
Coś jednak wywołało moje rozbawienie. Za każdym razem gdy Farell otwierał usta i wypowiadał jakąś wiekopomną kwestię nasuwały mi się skojarzenia z gośćmi którzy codziennie opróżniają setkę w bramie na przeciwko. Ta sama inspirująca barwa głosu:) czekałam tylko kiedy wycharczy "te, lalunia".
Arya - ja wiem że wyciąganie tego co delikwent, jeden z drugim, ma w "ulubionych" to cios poniżej pasa. Ale też z tego co tam zobaczyłem trudno mi sobie wyobrazić żeby te "ckliwe pożegnania na tle zachodzącego słońca" akurat Ciebie tak rozczarowały. ;)
Ależ wyciągaj sobie, proszę bardzo. Na tej stronie trzeba się z tym liczyć.
I co tam niby takiego strasznego było? Bo mam w ulubionych kilka "melodramatów"? Tylko że filmy takie jak "Wichrowe Wzgórza", "Moulin Rouge" albo "Bardzo długie zaręczyny" uchodzą za jedne z lepszych właśnie w swoim gatunku- melodramacie. Jakoś nie sądzę, żeby "Miami Vice" się do niego zaliczało:)
He he - a czy ja twierdzę że tam jest coś strasznego ? Nic z tych rzeczy - po prostu tak mi się skojarzyło i tyle.
Żeby już nie czepiać się pierdoł - a jaki to ostatnio film widziałaś który miałby od początku do końca ORYGINALNĄ fabułę ? Żeby jeszcze zawęzić pole Twoich poszukiwań chodzi tutaj przede wszystkim o kino akcji, ze strzelaninami, wybuchami i takimi tam głupotami...
A porównywanie filmu z serialem, napiszę to jeszcze raz, po prostu MIJA SIĘ Z CELEM. Za bardzo grają tutaj sentymenty a obiektywizm hasa gdzieś po błoniach. Ani ten serial nie był takim arcydziełem ani ten film nie jest taki zły jak Ci się wydaje. Dla mnie to wręcz ZALETA filmu że różni się od serialu. Całkiem niedawno była kinowa wersja popularnego kiedyś serialu Starsky & Hutch - i tam ponoć (bo nie widziałem ani oryginału ani remaku) charaktery głównych postaci pozostały nader podobne - czy to uczyniło ten film lepszym ? Jakoś wątpię... ;)
Ale masz też kilka "perełek" które można uznać za pierwszorzędny przykład kiczu w gatunkach które prezentują jak choćby "Rob Roy" czy "LoR:The Fellowship of the Ring". Więc uważam że hasła "porwania ukochanych, ckliwe pożegniania na tle wschodzącego słońca- wszystko to już było i to przemielone na lewą stronę" są troche nie na miejscu.
Oczywiście madbrain możesz sobie uznać "Drużynę Pierścienia" za "przykład kiczu" tylko że jest to film z 44 nagrodami na koncie, który na rottentomatoes.com ( dla niewtajemniczonych- strona skupiająca filmowe recenzje krytyków prasowych i internetowych od "New York Times", "Washington Post" i "Miami Herald" po "Variety" i tak dalej) ma 93 % świetnych recenzji, wynik którym niewiele filmów może się poszczycić, podczas gdy "Miami Vice" ma...niech sprawdzę... ich zaledwie 48%
na dowód
http://www.rottentomatoes.com/m/lord_of_the_rings_the_fellowship_of_the_ring/ [www.rottentomatoes.com/...]
http://www.rottentomatoes.com/m/miami_vice/ [www.rottentomatoes.com/...]
więc to chyba nie był najlepszy przykład.
Jak bym patrzył na to co robi większość to byłaby to zupełnie inna bajka. Jestem subiektywny ZAWSZE. Pozatym można by tu przytoczyć powiedzenie "jedzmy gówna - miliony much nie mogą sie mylić", co doskonale pasuje do krytyków filmowych. Bo jeśli by patrzeć na oglądalność oraz intelektualne spazmy inteligentów to dobrymi filmami były "Harry Potter" i "Forest Gump"!!! Fuj :P