Sama scenografia (chłodne, mokre ulice powojennej Bydgoszczy), poszarzałe, mroczne ujęcia wraz z tymi efektami starych klisz, muzyka żywcem wyjęta z groteski PRL-owskiej oraz typowo jazzowe ambienty, do których sam Bogart z chęcią podrygiwałby nogą, i w końcu sam szkielet historii łączący w sobie w zasadzie każde możliwe rozwiązania filmowe tak klasyczne i organiczne dla kina noir w polski sposób... To wszystko działa. Działa i stawia wysoko poprzeczkę, której to jednak debiutujący rezyserskie przeskoczył... Nie smuci mnie to jednak. Ocena 4/10 to stanowczo za mało dla tego filmu i tej historii. Zabrakło więcej mięsa u głównego bohatera, grubszej kreski którą nakreśliłaby ostrzej jego portret psychologiczny, odrobinę więcej akcji do tego gęstego suspensu, jakiegoś ruchu po prostu na samym początku i końcu filmu. Wówczas to byłby naprawdę przełom w polskiej kinematografii od dawna. Wciąż to conajmniej niezły film, ale już czekam na kolejne kroki autora tego obrazu, bardziej śmiałe, z nienagannym klimatem i zapałem.