Ten film łączy w sobie emocjonalny szantaż na widzu znany już z wcześniejszego filmu z Mikkelsenem ("Polowanie") oraz rewelacyjną szatę audio wizualną (obowiązkowo oglądajcie w kinie!!!). Wymiana aktów zemsty na pewno nie pozostawi widza obojętnym. Tylko że sam już jestem nieco znużony potęgowaniem mojej nienawiści do czarnych charakterów, poprzez krzywdzenie pozytywnych postaci, by po godzinie nastąpił upragniony odwet. Stara to jak świat metoda na zaskarbienie naszej uwagi, ale niezbyt schludnie wygląda w kinie z zadatkami artystycznymi. Najwyraźniej reżyser też był tego zdania, bo w połowie marginalizuje zupełnie to co zdawało się główną osią filmu, czyli zemstę. W zamian oferuje niestety niewiele, bo rozważania nad istotą sprawiedliwości (według mnie fatalne monologi Denisa Lavanta) oraz piękne widoki.
Nie zrozumcie mnie źle. Michael Kohlhaas to dobry film, lecz zupełnie zagubiony między formą, a treścią. Gdy tylko skłania się ku jednej, zaraz ujmuje trochę drugiej. W efekcie dostajemy rzecz nie do końca zadowalającą, lecz nie można jej odmówić kilku zalet w postaci muzyki, pejzaży i dbałości o szczegóły.
Mads Mikkelsen to dla mnie osobna kwestia. Aktor ciężki do rozpracowania. Gra tak oszczędnie, że trudno go o cokolwiek winić, ale nie da się wskazać jego najlepszych momentów. Mam czasami wrażenie, że nie zdołałby on ogarnąć roli wybuchowego, gadatliwego łotra. Na szczęście tu nie musiał i był jak zwykle cichym, rozważnym poczciwcem.
Należy się takie mocne 6.
A widziałeś Mikkelsen'a w 'The Necessary Death of Charlie Countryman'? Tam był wybuchowym i gadatliwym łotrem, i zdołał ogarnąć:).
Widziałem: też jakiś taki wyciszony był. Miałem raczej nadzieję że zobaczę go jako jakiś odpowiednik Joe Pesci'ego. A on tam ze spokojem dowalał Shia LaBeouf'owi. Jeśli już miałbym stawiać na rolę którą mnie zupełnie zaskoczył, to był to Tonny w drugiej części "Pushera". Tam wypadł zupełnie jak nie on...