Jest pejzaż, jest dobra ścieżka dźwiękowa, jest mroczny klimat. Kino noir z udręczonym Nikolajem Costerem-Waldau, czyli duński import do prowincjonalnej Ameryki, w której zło ma niejedno oblicze, a nad nim złowrogo szumią drzewa. Gdyby tylko nie zrobiono z głównego bohatera samoregenerującego się herosa jak z jakiejś gry, byłby to film naprawdę bardzo dobry. Zwłaszcza że porusza tematykę wyobcowania i traumy w ciekawy jak na takie kino sposób.