Tak właśnie bym określiła ten film. Jest po prostu głupio zrobiony - potwory, skrajne postacie, które powinny przejść się do psychiatry, w tym główna bohaterka, którą naprawdę trudno mi było lubić podczas seansu, metafory goniące metafory, które też goniły jakieś metafory, a których nie da się do końca zrozumieć bez przeczytania morza różnych tekstów i opinii innych widzów. Taki trochę przerost formy nad treścią, bo co z tego, że w środku jest mała, ale pyszna czekoladka, jak jest w dwustu warstwach papierka? A przecież mamy całkiem dobrą historię o walce z alkoholizmem, która zdaje mi się, lepiej by wyglądała, gdyby została jednak przedstawiona bardziej realnie albo gdyby metafor było tak... o połowę mniej. Bo kiedy w filmie niemal każdą rzecz zmienisz na coś innego to w sumie co z tego wychodzi? Można się upierać, że film jest super, że metafora tylko dla myślących i inne pierdołki tego typu. Nie mam problemu z myśleniem, naprawdę. A mimo tego wciąż film wydaje mi się nieco głupi. Tak jakby chciano na siłę opowiedzieć zwykłą historię w niezwykły super-duper-fantastyczny sposób "jak głęboko i dla inteligentnych". Dlatego nawet po wyszukaniu pełnego znaczenia (w zasadzie domniemanego, bo nie wszystko jest potwierdzone) nie zasługuje on dla mnie na więcej niż 6.